Nie o nic innego tu idzie jak o nieistniejący już zamek, który mieścił się w centralnej części Olszyny – tuż za starym kościołem katolickim. Swego czasu nosił on dwie nazwy – Majątek Kościelny (niem Kirchgut) i Majątek Zamkowy (niem. Schloßgut), które do 1945 roku były używane zamiennie. Z terenem tym wiąże się parę legend, które wskazują na to, iż mógł tu aż do czasów husyckich istnieć jakiś klasztor mniszy, założony przez fundatorkę wsi – niejaką Elżbietę, od której imienia i potężnej postury nazwano miejscowość „der Lange Elße” – „długa Elza”. Ona to właśnie sprowadziła do Olszyny zakonników, po których ślad miał zaginąć wraz z nadejściem husytów. Mordy, grabieże i rozboje przez nich dokonywane w Olszynie sprowadzić miały na teren Majątku Kościelnego klątwę, która spowodowała to, iż do początków XVIII wieku posiadłość nie była zamieszkiwana przez żadnego z olszyńskich panów – mimo oczywistej ich jurysdykcji nad tym majątkiem. Dopiero w 1704/1705 roku, kiedy dobra te zakupił Abraham Ernst von Döbschütz, został wybudowany ogromny dwupiętrowy zamek z wysokim podpiwniczeniem i podjazdem. Do majątku należały także domy dla służby, stajnie i inne zabudowania gospodarcze oraz grunty. Tenże pan olszyński – von Döbschütz - był także fundatorem i budowniczym wieży dzwonniczej przy kościele katolickim, wybudowanej w latach 1709-1711, o czym świadczy chorągiewka na jej szczycie. W czasach, kiedy luteranizm nie był jeszcze na Śląsku zrównany w prawach z religią katolicką, ów szlachcic objął patronat nad ludnością ewangelicką, organizując dla nich nabożeństwa... w swoich własnych stodołach. Wieża aż do połowy lat 30. XX wieku nie była katolicka – dopiero podczas remontu kościoła została połączona ze świątynią przejściem. Tam też ok. 1722 roku spoczęły doczesne szczątki pana i budowniczego Majątku Zamkowego. Ostatnim do czasów II wojny światowej właścicielem tych posiadłości był dr von Bock, który także z racji posiadania dóbr rycerskich sprawował patronat nad nowym kościołem ewangelickim w Olszynie. Wraz z odejściem niemieckich olszynian zakończyła się sielankowa historia szlacheckich posiadłości ziemskich. Tuż po przejęciu władzy przez Polaków pieczę nad Majątkiem Zamkowym przejąć miał niejaki Witold Grabowski – jednak jak wspominał nieżyjący już jeden z najzacniejszych mieszkańców Olszyny polskich czasów Henryk Haik, który był tam buchalterem – nie było to jego prawdziwe nazwisko. Podobno był on z Radziwiłłów i pochodził z Wileńszczyzny. W zamku dostępne było tylko podpiwniczenie i parter. Wszelkie dobra zgromadzone w nim przez poprzednich właścicieli umieszczone zostały na piętrach zamku, niedostępnych dla nikogo poza owym zarządcą i jego żoną. A było tam mnóstwo ciekawych rzeczy od wspaniałych luster, obrazów i rzeźb po wyroby ceramiczne, porcelanowe i inne kosztowności. Wyposażenie zamku przewyższało podobno nawet pałac w Biedrzychowicach. I jakiegoś pięknego dnia tenże pan Grabowski wraz ze swoją małżonką załadował zbiory do ciężarówek... i ślad po nich zaginął. Zaraz po tych wydarzeniach – w latach 50-tych - zorganizowano w budynku szkołę powszechną – dzisiejszą Szkołę Podstawową nr 3. Jednak niedługo dane było zdobywać wiedzę polskim dzieciom. Pewnej nocy (ok. 1960 roku) podczas zabawy tanecznej kilku młodych ludzi zaprószyło ogień na strychu – na szczęście spłonął tylko dach, ale i tak szkołę zamknięto a zajęcia dydaktyczne przeniesiono do gmachu dawnego browaru – gdzie do dziś mieści się rzeczona szkoła. Na odbudowanie dachu potrzeba było jak na owe czasy aż 125 tys. zł, ale ani Powiatowa Rada Narodowa, ani olszyńskie władze nie chciały wyłożyć na ten cel pieniędzy. W taki oto sposób zamek popadł w ruinę, a przecież przy odrobinie dobrej woli mógł nadal stanowić perełkę Olszyny i służyć mieszkańcom także w polskich czasach. Za przyzwoleniem władz rozebrano budynek i tylko stara piwnica, istniejące jeszcze zabudowania gospodarcze i domy dla służby świadczą o dawnej świetności tego majątku. Po wspaniałym XVIII-wiecznym zamku Abrahama Ernsta von Döbschütz pozostało tylko kilka potężnych kamieni, gzymsów pozostawionych na łące, których jeszcze nikt nie zdążył rozebrać. Tak skończyła się historia jednego z najpiękniejszych majątków Olszyny. Zarośnięte łąki, gdzie był zamkowy ogród, mur okalający posiadłość, stare zabudowania mieszkalne, piwnica i resztki parku – kto by pomyślał, że był to kiedyś tak wielki i piękny majątek szlachecki. O starym zamku mówią już tylko kamienie - fragmenty fundamentów, gzymsów, stare zdjęcia i kilka nikłych wspomnień...
Z dnia: 2007-04-03, Przypisany do: Nr 7(318)