Prezes ŁCM przedstawił obraz działalności szpitala, porównując obecną sytuację z tą, która miała miejsce za poprzedniej administracji. Omówił plany dalszego rozwoju w oparciu o rachunek ekonomiczny oraz możliwości, które - według niego – wskazują jasno, że czarne wizje przeciwników obecnego zarządu szpitala mijają się z prawdą. Bardzo szczegółowo poruszył kwestie funkcjonowania ŁCM na poszczególnych oddziałach, a przede wszystkim wszystko to, co udało się dokonać przez okres jego kierownictwa. Mówił wiele o realizowaniu kontraktów Narodowego Funduszu Zdrowia, zatrudnionych lekarzach, podejmowanych inicjatywach. Jednak potok tych stwierdzeń nie przekonał uczestników spotkania. Tym bardziej, że odnosiło się wrażenie jakoby opowieść prezesa maskowała problemy, z którymi spółka sobie tak naprawdę nie radzi. Padło mnóstwo słów, ale dla wielu ratowanie zdrowia i życia oraz podnoszone ostatnio przez mieszkańców problemy z Izbą Przyjęć były ważniejsze niż rachunek ekonomiczny.
- Uderzyły mnie sformułowania pana prezesa. Zarabianie, umieranie, ograniczenia lekarzy. Na początku jest przecież człowiek. Jako prezes szpitala powinien pan to rozumieć – mówił zbulwersowany skandalicznymi wypadkami w lubańskim szpitalu radny Krzysztof Błaszczyk. - Widzę, że jest pan świetnym managerem, spółka zarabia i wszystko jest w porządku. Co z tych pieniędzy, kiedy umiera człowiek? Przez rok czasu mówił pan, że stworzy ratownictwo – żeby ratować ludzi. Nie może być tak, że nie ma lekarza i karetka jedzie sama. Nie może być tak, że na Izbie Przyjęć nie ma nikogo, kto by chorego mógł uratować – dodał radny.
To były ostre stwierdzenia, ale trudno się temu dziwić. Prezes jednak mocno się bronił wskazując na wadliwość systemu, błędne decyzje lekarzy podstawowej opieki medycznej i brak środków finansowych. Odnosi się jedynie wrażenie, że w służbie zdrowia panuje chaos i konflikt kompetencji.
- Chciałbym, żeby w szpitalu powstał oddział ratunkowy, żeby na Izbie Przyjęć całodobowo był lekarz a nawet dwóch – ripostował prezes Konopka. - Chciałbym żeby tak było, ale to jest bardzo kosztowne. NFZ jest daleko i jest nieugięty, a ja nie mam takich pieniędzy. Same postulaty nie wystarczają.
O funkcjonowaniu szpitala wypowiadali się również inni uczestnicy spotkania. Sołtys Bożkowic Elżbieta Nowak stwierdziła, że ciężko jest słuchać opowieści prezesa, który uporczywie twierdzi, że nic się nie dzieje i wszystko jest w porządku. Ona sama spotyka się z sytuacją odmienną i własnym transportem musi odwozić chorych do szpitala, bo karetka mimo wezwań nie raczy nawet przyjechać. Na jej pytania prezes zaserwował wszystkim listę swoich dyplomów, referencji i osiągnięć, które nijak miały się do poruszanych problemów.
- Chciałabym, żeby wyszedł pan od nas z takim przekonaniem, że my cierpliwie wysłuchaliśmy tego wszystkiego, czym pan się chwalił. Dobrze, jeżeli są sprawy, które wykonał pan na plus. Chwała za to i ludzie to docenią – powiedziała na zakończenie burzliwej dyskusji radna Magdalena Zielińska. - My jednak chcielibyśmy dostać pomoc medyczną wtedy, kiedy potrzebujemy. Żebyśmy mogli pojechać do szpitala, na Izbę Przyjęć gdy jest taka potrzeba i byli przyjęci. Bo jak człowiek umrze, to niestety nic już się nie da zrobić - dodała.
Praca w służbie zdrowia jest dzisiaj nie lada wyzwaniem. Nie wystarczy już podać zgodny z prawdą rachunek ekonomiczny – choćby był bardzo dobry i niezwykle obiecujący. Trzeba najpierw spojrzeć na człowieka, którego życie jest najwyższą wartością. Dla lekarza powinno być to priorytetem, kiedy przychodzi mu nieść pomoc choremu. Lepiej chyba doświadczyć wdzięczności uratowanego niż nienawiści, goryczy i przekleństw ze strony tych, którzy przez zaniechanie utracili swoich bliskich.
Więcej o wydarzeniach z regionu czytaj w drukowanym wydaniu "Ziemi Lubańskiej"
Z dnia: 2008-05-20, Przypisany do: Nr 10(345)