W rodzinie tradycje zawodowe często przechodzą z ojca na syna. Tyczy się to konkretnych profesji, czy różnego rodzaju hobby. Tak sytuacja ma miejsce w rodzinie państwa Kocułów, gdzie senior Mirosław zaszczepił sędziowanie swojemu synowi Marcinowi, który z gwizdkiem biega już półtora roku.
Marcin kontakt z piłką miał praktycznie od urodzenia. Nieoceniona w tym zasługa taty, który od 19 lat jest sędzią piłkarskim. Zanim jednak nasz rozmówca zaczął używać gwizdka, poszedł na trening trampkarzy Łużyc Lubań.
– Przeszedłem przez wszystkie szczeble młodzieńczej piłki, a w wieku 18 lat zadebiutowałem w czwartej lidze. Graliśmy wówczas z drugim zespołem Śląska Wrocław – wspomina.
Jak jednak podkreśla, ze względu na niepodjęcie nauki w szkole sportowej nie wiązał z piłką nożną większej przyszłości i po dwóch sezonach gry w czwartej lidze zrezygnował z wyczynowego uprawiania sportu.
Od młodzieńczej pasji w pełni jednak się nie odwrócił.
– Postanowiłem zostać sędzią. Była to wyłącznie moja decyzja, nikt mnie do niej nie zmuszał. Uznałem, że jestem w stanie osiągnąć więcej jako arbiter niż na boisku. Tym bardziej, że mam z tym kontakt od dziecka – przyznaje 21-letni Marcin....
Więcej czytaj w drukowanym wydaniu "Ziemi Lubańskiej"
Z dnia: 2008-04-22, Przypisany do: Nr 8(343)