W piątek 8. stycznia pracownicy Olszyńskich Fabryk Mebli podjęli kolejny strajk. Jego powodem było – jak sami mówią – częściowo jedynie i z miesięcznym opóźnieniem wypłacone wynagrodzenia za listopad.
- 15. grudnia dostaliśmy 500 zł wypłaty za listopad i od tamtej pory ani złotówki. Po świętach obiecał nam pan dyrektor pieniążki i nie dał – mówiła parę dni po strajku jedna z pracownic zakładu nr 2. - Nie można przeżyć za 500 zł świąt, Nowego Roku i miesiąca stycznia z całą rodziną na utrzymaniu.
Kierownictwo firmy obiecało dokonać przelewów na początku stycznia, ale niestety i tym razem obietnica pozostała bez pokrycia.
- 3. stycznia prezes miał przelać nam pieniądze. Obiecał, ale nie zapłacił. Według mnie, jeśli taka jest sytuacja to powinien przyjść i powiedzieć szczerze: Bardzo mi przykro, ale musicie jakoś poradzić sobie sami, bo nie będzie pieniędzy - mówi inny pracownik OFM. - Robimy tutaj jak „biali” murzyni. Jesteśmy traktowani gorzej niż oni. Dlatego też postanowiliśmy podjąć strajk.
Ci, którzy nie chcieli pracować w takich warunkach zwolnili się już dawno temu, znaleźli pracę poza OFM i są teraz zadowoleni z podjętej decyzji.
Styczniowy strajk był tylko częściowy. Nie stała cała fabryka a tylko parę jej działów. Wielu ludzi jednak nie zdecydowało się na ten krok w obawie przed restrykcjami z utratą pracy włącznie. Przygotowana już została lista kolejnych sześciu osób do zwolnienia – mówią pracownicy, którzy nie boją się reakcji zarządu firmy bo jak twierdzą – już gorzej być nie może. Często są to ludzie z wieloletnim stażem, którzy wkrótce i tak spokojnie mogliby odejść na emeryturę. Styczniowy postój - który był formą strajku – był na tyle skuteczny, że w ciągu następnych dni pieniądze się znalazły. Wypłacono kolejną część wynagrodzenia. Podobno winę za taki stan rzeczy ponosi niemiecki kontrahent, który nieterminowo dokonuje przelewów, osłabiając w ten sposób pozycję firmy. A miał on być mocnym partnerem w interesach. Sprawy finansowe to nie jedyny problem meblówki.
- Tu jest strasznie dużo kotów, które robią po kątach. Zgłaszałem kłopot, ale to nie ma sensu. Nikt nie reaguje od prezesa począwszy na kierowniku działu skończywszy – mówi inny pracownik. - Jest tutaj poza tym strasznie zimno. 5-cio stopniowa temperatura na hali nie sprzyja pracy.
Problem kotów i szczurów wałęsających się po zakładzie znany był naszej redakcji już w październiku 2007 roku. Pracownicy skarżą się też na złe warunki pracy. Kiedy pada deszcz woda leje się im na głowę, w czasie mrozu zakład nie jest ogrzewany, więc muszą pracę wykonywać w kożuchach i rękawicach zimowych, co przy ręcznej robocie - i to jeszcze w branży takiej jak ta - jest nie do pomyślenia. Nie dziwi więc, że pracownicy domagają się swoich praw. Aby być rzetelnym zasięgnęliśmy informacji również w Państwowej Inspekcji Pracy w Jeleniej Górze, która – jak twierdzą pracownicy - zakład kontrolowała.
- W 2007 roku było w Olszyńskich Fabrykach Mebli pięć kontroli. Wszystkie dotyczyły właściwie zagadnień prawnej ochrony pracy, a głównie problemów, jakie firma miała z płatnościami wynagrodzeń i innych świadczeń wynikających ze stosunku pracy w odniesieniu do pracowników – powiedział nam Inspektor Pracy Okręgowego Inspektoratu Pracy Lesław Mandrak. - W wyniku tych czynności kontrolnych inspektorzy pracy wydali dziewięć decyzji nakazowych płacowych oraz skierowali piętnaście wniosków do pracodawcy. I właściwie to jest wszystko co dotyczy Olszyńskich Fabryk Mebli, natomiast zagadnienia technicznego bezpieczeństwa pracy nie były przedmiotem kontroli.
Lesław Mandrak zapewnił nas również, że ten sygnał ze strony pracowników będzie przyczynkiem do kolejnej kontroli, tym razem warunków pracy.
- Jeżeli są tam rzeczywiście tak trudne warunki, to należy tym ludziom, którzy pomimo wszystko chcą tam pracować okazać szacunek– kontynuował inspektor Mandrak. - Nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy w zakładzie były realizowane jakieś inwestycje w zakresie remontów budynków. Jeżeli nie było nakładów inwestycyjnych to możemy przyjąć, że te warunki mogą być rzeczywiście trudne.
Pracownicy o problemach swojej firmy w większości milczą. Boją się reakcji kierownictwa i natychmiastowego zwolnienia. Jak zapewniają nas ci, którzy mimo wszystko odważyli się mówić – takie zwolnienia zdarzają się zawsze, gdy ktoś się odezwie i zacznie domagać się swoich praw pracowniczych. Niechętnie o sprawie wypowiadają się też przedstawiciele związków zawodowych. Twierdzą, że problemy spółki są jej wewnętrznymi sprawami.
- My sobie musimy sami z tym poradzić – mówią. - Nikt inny nam w tym nie pomoże a nagłaśnianie sprawy pogorszy tylko sytuację.
Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że wszystko jest w należytym porządku. Ci są zadowoleni ze swojej pracy i utrzymują, że nie mają na co narzekać poza nieterminowymi wypłatami. Staraliśmy się dotrzeć do prezesa Olszyńskich Fabryk Mebli Romana Świercza aby skomentował zarzuty – jednak bez skutku.
- Prezes powiedział, że nie udziela żadnych wywiadów - poinformowała nas sekretarka w siedzibie OFM. - To co miał do powiedzenia przedstawił na sesji i od tamtej pory nic się nie zmieniło.
Pracownicy OFM jednak nie są tylko i wyłącznie krytykami swojego szefa. Po ostatniej sesji pojawiło się wiele pozytywnych opinii na temat przeprowadzanej restrukturyzacji. Przedstawienie przez szefa przedsiębiorstwa planów dotyczących zakładu wzbudziło na nowo nadzieję, ale i pytania.
- To co pan prezes Świercz mówi to prawda. Odbywa się to jednak tak dużym kosztem załogi, że my chyba tego nie dożyjemy – mówi pracownica OFM.
Jedno jest pewne. Jeśli Olszyńskie Fabryki Mebli upadną, to będzie tragedia dla lokalnej społeczności. Ważne jest więc, że kierownictwo firmy stara się zaradzić bieżącym problemom firmy i prowadzić proces restrukturyzacji, który według wizji prezesa Romana Świercza niesie ze sobą wiele optymizmu i nadziei dla rodzimego przedsiębiorstwa. Załoga chce pracować, bo dla wielu to jest jedyne miejsce zarobkowania – chodzi tylko o to, by swoją pracę mogli wykonywać w ludzkich warunkach i na cywilizowanych zasadach, o co postulują.
Z dnia: 2008-01-22, Przypisany do: Nr 2(337)