Jak już wspomniałem w poprzednich częściach tego cyklu Lubań położony był z dala od głównego teatru działań wojennych.W naszym mieście ulokowano jednak w okresie I wojny światowej wiele rezerwowych szpitali (tzw. lazaretów). Tu również założono duży obóz jeniecki (Gefangenenlager), który podlegał V korpusowi armii niemieckiej. W latach 1914-1918 na terenie Niemiec powstało aż 167 takich obozów. Na Śląsku niemieckie obozy jenieckie funkcjonowały jeszcze w miejscowościach: Łambinowice, Zgorzelec, Nysa, Żagań, Świdnica, Szprotawa i Świętoszów.
Pierwszy transport jeńców rosyjskich przybył do Lubania już 4 września 1914 r. Byli to żołnierze 2. Armii "Narew" dowodzonej przez gen. Aleksandra Samsonowa, wzięci do niewoli w bitwie pod Tannenbergiem. O ich przybyciu donosiła ówczesna "Lubańska Gazeta Codzienna" („LaubanerTageblatt”) z 5 września 1914 r.:
Wczoraj wieczorem(4 września) przybyli tu pierwsi Rosjanie. Była ich znaczna liczba, ponoć 2800 i przybywali nie tak jak sobie myśleli, nie jak zwycięzcy, lecz jako żywe, w wielodniowych bitwach okazane dowody przebojowego ducha i męstwa naszych oddziałów. Wieść o ich nadejściu rozniosła się szybko. Po 9 wieczorem wielkie masy pielgrzymowały na dworzec, aby „wkroczenie” Rosjan obejrzeć. Zachowanie zbierającego się tłumu obserwatorów było całkowicie spokojne. Na dworcu otrzymali oczywiście swój skąpy wikt – zupę mączną i każdy po kawałku kiełbasy. Następnego ranka znów zostali nakarmieni. Widać było, że przybywając tu jeńcy byli bardzo głodni. Z ochotą oddawali epolety i guziki od swoich szarozielonych uniformów, jako zapłatę za podany im kawałek chleba. Wiele razy dawali też za to rosyjskie pieniądze. Jak opowiadają ci, co przy karmieniu pomagali, są wśród jeńców ludzie mówiący trochę po niemiecku. Niektórzy przed wybuchem wojny pracowali w Görlitz przy przebudowie dworca. Jeńcy opowiadają też, że wielu nie strzelało do Niemców. Wtedy za przednią linią wstawiano kozaków, co strzelali do tych w pierwszej linii, aby ich zmusić do robienia użytku z broni. Stąd też żołnierze liniowi wzięci do niewoli nie wyrażają się o kozakach pochlebnie. Ci ostatni, a pewna ich liczba jest w wagonach, mogą wychodzić dopiero ostatni i na końcu są karmieni. Jeńcy, wśród których jest też pewna liczba oficerów, przejściowo tu pozostaną.
Więcej w bieżącym numerze Ziemi Lubańskiej.