W ostatnich dniach września 1632 roku przybyły do Lwówka oddziały saskie i brandenburskie. Katoliccy rajcowie opuścili miasto, przekazując klucze do ratusza w ręce protestanckiego aptekarza, którego 12 października wybrano rajcą miejskim. Aptekarz Gottwald powrócił do Lwówka w 1637 roku wraz z oddziałami szwedzkimi i oczywiście wszedł w skład kolejnej Rady. Przez trzy kolejne lata szwedzkie zagony plądrowały miasto i 3 lipca kolejny oddział opuszczając Lwówek uprowadził nieszczęsnego aptekarza w charakterze zakładnika, gdyż miasto nie zapłaciło obiecanej kontrybucji. W wyniku ciężkich warunków aptekarz zachorował i zmarł w 1650 roku w wieku 55 lat.
4 maja tego roku aptekę przejął jego syn Chryzostom. Na kolejną skargę aptekarza rada w 1651 roku ponownie zabroniła kramarzom handlu figami, rabarbarem, terpentyną, majerankiem itp. Złamanie tego zakazu kosztowało grzywnę w wysokości 10 talarów. Dzisiaj nasz apteczny towar spokojnie ląduje we współczesnych kramikach, tych małych sklepowych i dużych marketowych. 20 marca 1658 r. Gottwald zwrócił się do Rady o nowy „porządek”, który otrzymał 4 maja: „My Burmistrz i Rajcy królewskiego miasta Lwówka, powszechnie wiadomym tu czynimy, że przed nami, w otwartej Radzie, zacny i wspaniały Chryzostom Gottwald, nasz protegowany stanął, który tymczasem świętej pamięci pana ojca oficynę przejął, tak też de nova optima forma (czyt. przez unowocześnienie) do restaurowania jej zmierza (...)”. Kolejne akapity dotyczą dobrej praktyki aptekarskiej, przestrzegania miejskiej taryfy opłat, a także nakazu, aby „wszyscy medycy, aptekarze, łaziebni i biegłe baby, którzy medykamenta przyrządzają, aplikowali jedynie składniki pochodzące z apteki. Zezwolona być musi naszemu aptekarzowi sprzedaż wszelkich korzeni, konfitur kandyzowanych i Aqua vitae (tj. okowity!!?)...”. Oczywiście Rada nie zapomniała o wcześniejszych powinnościach aptekarza wobec Kancelarii Rady i Ławy - mowa oczywiście o dostawach wosku i atramentu.
Dzisiejsza apteka, założona na ówczesnym prawie, byłaby oczywiście minimarketem z szerokim i wszechstronnym asortymentem, od ekspedycji aptecznej, przez artykuły kolonialne do stoiska monopolowego włącznie! W roku 1686 umiera Chryzostom Gottwald, a apteka przechodzi w ręce jego zięcia, Krystiana Franciszka Hermanna, który oczywiście spisał z Radą stosowny kontrakt, przyznający monopol na sprzedaż wszystkich wspomnianych wcześniej „medykamentów”.
W następnym stuleciu apteka zmienia właściciela. W 1727 roku nabył ją na kredyt Gottfryd Lachmann. Jak wynikało z umowy, związane to było po raz pierwszy z prawem własności do budynku apteki. Piętnaście lat później za długi właściciela wierzyciele postawili aptekę sub hasta (na licytację). Nabywcą został Krzysztof Fryderyk Lehmann z Gryfowa za kwotę 340 talarów. Lehmann był prowizorem aptecznym u wdowy po gryfowskim aptekarzu Mayu. Nastał rok 1744. W lwóweckiej aptece skutecznie „schodziły” migdały, ciasteczka i figi. Na szalach wag przeważał się cukier i konfitury, okoliczni rzemieślnicy posyłali czeladników po wodę życia, ale już niebawem Fryderyk II ogłosił nowy porządek medyczny i sanitarny dla Śląska, który stał się modelem dobrej praktyki aptecznej i... początkiem nadzoru.
14 marca 1744 roku ogłoszony w Berlinie nowy porządek powoływał na tym terenie dwie komisje medyczno-sanitarne w Głogowie i Wrocławiu. Przewidywał coroczne kontrole generalne w aptekach prowadzone przez fizyków (czyt. lekarzy) miejskich i przedstawicieli magistratów w ustalonym sztywno terminie, w lipcu każdego roku.
W 1746 roku Krzysztof Teodor Lehmann, ubiegając się o przywileje aptekarskie, stawił się na dworze w Berlinie i 2 maja otrzymał z kancelarii królewskiej stosowny dokument, którego fragmenty przytaczam. „My Fryderyk z Bożej łaski król w Prusach, Margraf Brandenburski, Podkomorzy i Elektor Św. Cesarstwa Rzymskiego (...) wiadomym czynimy, że przedstawiony Nam Krzysztof F. Lehmann, aptekarz w Naszym królewskim mieście Lwówku, z wielką uniżonością i skromnością przedstawił, że otrzymawszy oficynę z rąk Gottfryda Lehmanna i uiszczeniu 340 talarów zastał ją opuszczoną i obciążoną długami. (...) Biorąc to pod uwagę, a w szczególności to, że magistrat ma stałe staranie by doświadczony i zdolny subiekt oficynę podniósł w stan używalności dla dobra i korzyści wszystkich pacjentów (...) przychylni jesteśmy bez żadnych zastrzeżeń i potwierdzamy, że wszystkie species i medicamenta, które wolno sprzedawać w takich aptekach może on sprzedawać w Naszym królewskim mieście Lwówku, a po doprowadzeniu oficyny do rozkwitu, będzie mógł jako jedyny prowadzić sprzedaż wszystkich medykamentów. (...) Zabronione jest oficjalne lub potajemne aplikowanie leków, za wyjątkiem tych, na które medycy mają od Nas zezwolenie zgodnie z Generalnym Porządkiem Medycznym. Zabraniamy niniejszym aptekarzowi Lehmannowi przyczyniania się do szkód poprzez uboczne działania jego leków (...), nakazujemy, aby jego simplicia jak też composita nie były sporządzone w wielkiej ilości, co może grozić zestarzeniem się ich. Dopóki nie będzie miał on swojego prowizora, jego własny wkład pracy w preparowaniu winien być sumienny i uczciwy. Nie wolno mu przekroczyć obowiązującej taksy aptekarskiej i nikomu – biednym, czy bogatym, zacnym, lub nie – nie wolno policzyć więcej (...), jak też wydawania preparatów fałszywych, czy szukania korzyści przez niedoważenie. Leków starych i zleżałych nie można mu też dawać darmo (...)”.
25 listopada 1755 roku lwówecki fizyk miejski wykrył, że w Medicamentis Cinnabaris znajduje się zbyt duża zawartość ołowiu (poprzez mieszanie z cynobrem), jednak analiza wykonana w Collegium Medicum w Głogowie nie potwierdziła podejrzenia, a kosztami zabiegu obciążono lekarza miejskiego! W roku 1791 dotychczasowy pomocnik aptekarski Jan Samuel Menz wydzierżawił aptekę, a w następnym roku odkupił ją wraz z budynkiem mieszkalnym za 3.000 talarów. W roku 1800 Menz kupił dom nr 55 i przeniósł tu aptekę mieszczącą się dotychczas w domu nr 6. 16 czerwca 1810 roku do Rady wpłynęła prośba Benjamina Keyla o zezwolenie na urządzenie drugiej apteki. Rada sprawę przekazała do zarządu w Legnicy, gdzie koncesji nie przyznano. W uzasadnieniu władze wyjaśniły, że zgodnie z zarządzeniem królewskim z 24 sierpnia tego roku, miasta, które miały poniżej 4000 mieszkańców, nie mogły posiadać więcej niż jedną aptekę.
Od 21 czerwca 1816 roku aptekarzem został Marcin Hoffmann, siostrzeniec Menza, pracujący wcześniej jako aptekarz w Kowarach. Wydzierżawił lwówecką aptekę za 550 talarów, a Jan Samuel Menz przeprowadził się do Wlenia. 11 września 1818 roku Marcin Hoffmann za kwotę 11000 talarów stał się pełnym właścicielem lwóweckiej Officina Medicinalis, którą urządził od nowa i unowocześnił.
Pora wreszcie opuścić ciekawe wieki średnie i przyjrzeć się Lwówkowi dzisiaj. Ratusz i zabytkowe domy nie są jedynymi śladami dawnego życia na lwóweckim rynku. Z czasem niektóre cechy zbudowały trwałe, murowane kramy czy też osobne budynki, pod dachami których rzemieślnicy ustawiali ławy ze swoimi wyrobami. Naprzeciw wschodniej fasady ratusza lwóweccy piekarze i szewcy wznieśli zadaszony budynek. Zajął on miejsce dawnych kramów drewnianych pośrodku wewnętrznego bloku rynku.
Do dzisiaj zachowała się strona zachodnia o jednoprzestrzennym dużym wnętrzu, zakryta stromym dachem. Na szczytowej fasadzie zachował się precel piekarzy z datą 1494. Do wnętrza wchodzi się przez dużą bramę ostrołukową lub przez mniejsze wejście, które w 1544 roku ujęto w renesansowy portal. Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku budynek był zbiorowiskiem śmieci i gruzu. Kiedy w 1991 roku kupili go moi przyjaciele - Anna i Wojciech Jędrzejczykowie - prace remontowe szybko nabrały tempa i po dziewięciu miesiącach w starym wnętrzu powstało dwukondygnacyjne, harmonijne wnętrze z ciekawą antresolą. Zaprojektowana ze smakiem apteka, dzięki stylowemu wystrojowi stanowi niewątpliwie kontynuację lwóweckiego aptekarstwa. Smaczku dodawała sama osoba właściciela. Wojtek jedną nogą stąpał we współczesnych realiach aptekarstwa i społecznikostwa, drugą twardo stał w historii farmacji i etyce zawodowej. Znając kolegę od wielu lat, czasem wydaje mi się, że gdyby w wiekach średnich w budynku dawnych ław chlebowych powstała apteka, byłby Wojtek znakomitym i znamienitym aptekarzem, pasującym do każdej epoki.
Dzisiaj wprawdzie bakalii i okowity w aptece „Ław Chlebowych” nie uświadczysz, ale jest to, co dzisiaj najważniejsze – fachowa i skuteczna opieka nad chorymi i potrzebującymi. Tym samym nieżyjący już aptekarz Wojciech na trwale wpisał się w historię byłego królewskiego miasta.
(Zbigniew Madurowicz)
Z dnia: 2015-04-29, Przypisany do: Nr 8(511)