Podróż w czasie
Nie masz nic przyjemniejszego niż podróż w czasie. Z braku wehikułu, posłużmy się swoją własną wyobraźnią. Jest rok, dajmy na to 1994 (niestety ta zabawa, mimo że w pełni przyzwoita, przeznaczona jest tylko dla dorosłych czytelników). Dziwne to czasy. Filmy bierzemy z wypożyczalni kaset wideo. Te Obwieszone kolorowymi plakatami kontenerki to prawdziwe miejsca spotkań. Na najbardziej obłożone tytuły trwają zapisy. Codziennie też pieczołowicie przeglądamy programy telewizyjne, by wyłowić z kilku kanałów jakieś cacko i zaczaić się na oglądanie z całą rodziną. Reklamy nie przeszkadzają, wciąż jeszcze patrzymy na nie jak zaczarowani. Muzyki słuchamy z kaset. Czasem, owszem, płyt. Winylowych. Do słuchania jest to, co się kupi „w kontenerze”, zespoły polecają znajomi, albo pan zza lady. Plotkuje się przy kawie. W ostateczności przez telefon. Domowy, no a jaki – jeśli się go ma. Numer… chyba jeszcze jest czterocyfrowy. Czasem nogi drętwieją od stania pół godziny przy telefonie w przedpokoju. Przyjaciołom z daleka wysyła się listy. W kopertach, pisane odręcznie na kolorowej papeterii. Sprzęty, ubrania, kosmetyki i książki kupuje się w sklepach, chodząc na zakupy. Mięso w mięsnym. Warzywa w warzywniaku. Chleb w piekarni. Wszędzie lady i sprzedawcy, z rzadka tu i tam „supersamy”. Idąc przez urzędy, słyszymy stuk maszyn do pisania. Trwa fotograficzne szaleństwo. Zbrojni w „idiotenkamery” trzaskamy radośnie dziesiątki fotek i regularnie wywołujemy je u fotografa. Chwila niepewności przy otwieraniu koperty ze świeżymi zdjęciami – czy coś w ogóle z nich wyszło? Na stole króluje odkrycie dziesięciolecia – tuńczyk i czeskie alkohole z Miłoszowa, o pięknych nazwach i we wszystkich kolorach tęczy. Za wszystko zapłaciliśmy gotówką. Przy stole opowiadaliśmy sobie dowcipy z najnowszego tomu Masztalskiego lub ostatniego numeru gazety…
Jeśli już jesteśmy tak rozmarzeni, spróbujmy teraz ostro szarpnąć. I wyobrazić sobie siebie z roku 1994, w tych wszystkich supermodnych ciuchach ze skaju, mikrofazy i lajkry. A następnie takiego/taką siebie szybko przerzucić do współczesnej rzeczywistości. I obserwować to osłupienie i zdumienie na widok współczesnych wynalazków i zwyczajów, do których jesteśmy tak bardzo już przyzwyczajeni. Bo chyba zdziwiłoby tamtych starych nas z przeszłości ciągłe trzymanie w ręku smartfona, tej magicznej różdżki, dzięki której można gadać i pisać z całym światem, podglądać innych, robić zdjęcia, nagrywać, oglądać filmy, słuchać muzyki, robić zakupy w sieci, płacić w sklepie za rogiem, sprawdzać pogodę i przepisy kulinarne i jeszcze pokazywać śmieszne obrazki? A jaką minę większość z nas miałaby w jednym z większych marketów? Lub przed nowoczesnym komputerem z dostępem do muzyki, filmów i literatury z całego świata, zintegrowanym oczywiście z telewizorem i z wyżej wspomnianą czarodziejską różdżką? Polecam takie podróże w czasie, bo ile razy je odbywam, tyle razy zastanawiam się choć przez chwilę, czy aby na pewno te wszystkie zdobycze techniki dobrze mi służą. W efekcie wybieram się w podróż internetem do jakiegoś światowego muzeum lub piszę do kogoś, kto jest bardzo daleko. Bo mogę!
(Anna Łagowska)