Mężczyzna wprawdzie się nie przedstawił, ale tak umiejętnie prowadził dialog, że nie zapytała, kto mówi tkwiąc w przekonaniu, że rozmawia z doktorem. Na wszystkie pytania odpowiadała szczerze, choć teraz przyznaje, że większość podsuwała rozmówcy sama. Tak więc ów mężczyzna wiele dowiedział się o niej i jej rodzinie. Kiedy poprosił o numer telefonu do córki, nie była zdziwiona, bo w końcu serce to poważna sprawa. A ją czekało wszczepienie rozrusznika.
Cały koszmar zaczął się już wkrótce i dotyczył przede wszystkim córki. Kobieta, matka zresztą dwójki dzieci, zaczęła być nękana przez nieznajomego obleśnymi sms-ami. Były wstrętne, wulgarne a czasem zawierały nawet groźby.
- Córka boi się i wcale się jej nie dziwię – mówi pani Jadwiga. – A najgorsze, że to przeze mnie. To ja powiedziałam wszystko o niej i dałam jej numer. Głos w telefonie informuje córkę, co będzie z nią robił, gdy będą sami i że cały czas ją obserwuje. Ona ma dwie małe córeczki, z których jedna chodzi do szkoły. O nią też się boimy. Tak łatwo skrzywdzić dziecko.
Nieustające sms-y i telefony, a do tego wrażenie, że rodzina jest obserwowana sprawiły, że kobieta zdecydowała się pójść na policję. Opisała nawet wygląd człowieka, który ją nęka, bo czasem widzi go jak obserwuje jej dom. Wysłuchano ją dość obojętnie, bagatelizując problem - jak opowiada pani Jadwiga - i na tym koniec. A nękanie trwa nadal. Czasem przenosi się też na nią.
- Jakieś niedorzeczne telefony dzwonią, co i rusz – płacze kobieta. – Na przykład ktoś pyta, czy chcę sprzedać krowę albo inne podobne brednie. A kiedy ja się denerwuję, w słuchawce słyszę śmiech. Może to i dowcipy, tylko ja mam chore serce i boję się, że długo tak nie wytrzymam. A policja wszystko bagatelizuje. To już kot Kaczyńskiego ma lepszą ochronę niż obywatel.
Policjanci twierdzą, że w tygodniu takich zgłoszeń jest co najmniej kilka i większość rzeczywiście jest dowcipami. Problem w tym, że przypadek pani Jadwigi i jej córki nie jest pierwszym, z którym zetknęliśmy się w naszej redakcji. Nieco wcześniej w analogicznej sytuacji znalazła się dwudziestokilkuletnia mieszkanka Lubania. Właściwie nie znała pory dnia ani nocy, kiedy mógł odezwać się telefon z obleśnymi propozycjami i uwagami. Do tego jeszcze doszły komputerowe e-maile pełne niwybrednych obelg. I choć jest osobą młodą, energiczną, cała ta sytuacja zmęczyła ją psychicznie do tego stopnia, że złożyła doniesienie na policję. W jej wypadku także nic się nie zaczęło dziać. Telefony nadal dzwonią, facet sobie używa, dziewczyna się boi, a policja…? Czy trzeba jakiegoś spektakularnego tragicznego wydarzenia, aby „telefonicznego dręczyciela” naprawdę zacząć ścigać?
Ze względu na dobro rozmówczyni, jej imię zostało zmienione
Z dnia: 2007-10-16, Przypisany do: Nr 20(331)