Dziesiątka za nami
1 maja 2004 roku pełni obaw Polacy byli świadkami historycznego wydarzenia – akcesji Polski do Unii Europejskiej, która dokonała się po dziesięcioletnim okresie przygotowań, negocjacji, dyplomatycznych i politycznych zabiegów. Wraz z nami do UE dołączyły również Słowacja, Słowenia, Węgry, Estonia, Malta i Czechy. Ówcześnie temat rozpalał społeczeństwo do czerwoności, jednym Unia Europejska jawiła się jako Dobra Ciocia z Ameryki innym jako zaborcza jędza z eurokołchozu. Czego się baliśmy? Utraty suwerenności, unifikacji, ujednolicenia, wyzucia z naszej swoistej kultury i tradycji. Lęki te nie przybrały realnego kształtu, największą zmorą zaś niespodziewanie okazała się unijna biurokracja. Z kolei mieliśmy nadzieję na rozwój i wsparcie, ale czy przewidywaliśmy, że przy okazji nauczymy się planowania każdego przedsięwzięcia z ołówkiem (lub raczej laptopem) w ręku, analizowania sytuacji, budżetów i strategicznego ustalania celów? W 2004 roku euroentuzjaści walczyli na pióra z eurosceptykami, w ferworze tej walki padały ciężkie oskarżenia o zdradę stanu i o oszołomstwo. Co dziś nam zostało z tych sporów? Kontrowersje czy nuda? Pewne odpowiedzi daje coroczny bilans członkowstwa Polski w Unii Europejskiej publikowany przez MSZ. Zanim doczekamy się jubileuszowego, warto spojrzeć w ubiegłoroczny. Może on nas zaskoczyć, a przecież w roku 2013 jeszcze nie było kontekstu w postaci zagrożeń wynikających z konfliktu na Wschodzie, który nieuchronnie będzie skupiał nas wokół unijnej flagi. Już w roku 2013 niemal trzy czwarte Polaków (74 proc.) czuło się obywatelami Unii, podczas gdy średnia europejska wynosiła 63 proc. Na temat obecnej kondycji unii byliśmy dużo lepszego zdania niż obywatele innych krajów. 38 proc. Polaków uważało, że UE zmierza w dobrym kierunku i z tą wiarą zajmowaliśmy 3 miejsce w krajach wspólnoty. Mało tego, okazało się, że Polacy najczęściej spośród wszystkich obywateli UE wierzyli w skuteczność działań unii w walce ze skutkami kryzysu. I tu odbiegaliśmy od europejskiej średniej aż o trzynaście punktów procentowych. Najogólniejszym ze wskaźników jest akceptacja dla obecności Polski w strukturach unii Europejskiej, która wynosiła 78% proc. (przeciwnicy obecności w UE stanowili 18%). Poparcie to było powszechne i egalitarne, to znaczy dominowało we wszystkich grupach wiekowych, kategoriach zawodowych i grupach społecznych oraz we wszystkich regionach Polski. I tylko stosunek Polaków do wprowadzenia wspólnej waluty euro był ambiwalentny. 77 proc. naszych rodaków było przeciw przystępowaniu Polski do strefy euro. Co innego jednak mówiliśmy, musząc twardo zdeklarować się tak-nie, co innego, kiedy pytano nas o to, co myślimy o wspólnej walucie. Kojarzyła nam się z różnorodnością, wspólnotą, swobodą, stabilnością i luksusem a to przecież pozytywne wartości.
Te wszystkie liczby nie dziwią, zważywszy na dostrzegalność pomocy, z której korzystamy na wiele sposobów – od dofinansowania budowy dróg i autostrad, po programy przeznaczone dla uczniów, osób poszukujących pracy, przedsiębiorców. Może przez te dziesięć lat, na miejsce euroentuzjastów i eurosceptyków stworzyła się nowa, wyśrodkowana kategoria – europozytywistów. Nawiązywała by ona do znanych z literatury dziewiętnastowiecznych postaci doktorów Judymów i wytrwałych Siłaczek, robiących przy unijnym wsparciu ogrom bardzo potrzebnej, ale wyczerpującej i rzadko docenianej pracy.
(Anna Łagowska)