Po wegetarianach i weganach przyszła kolej na freegan. Są to ludzie, którzy nie muszą, ale chcą żywić się produktami, które właściwie nic nie straciły z przydatności a jednak znalazły się w śmietniku. Stać ich na kupowanie jedzenia, ale wyszukują i przygotowują jedzenie wyrzucane przez sklepy, restauracje a także przeciętnych Polaków. Grzebanie w śmietnikach nie należy do zajęć przyjemnych i estetycznych, ale trzeba traktować to jako protest przeciwko marnowaniu ton żywności. W Polsce około 2 milionów osób nie stać na ugotowanie jednego posiłku na dobę. Jednocześnie 9 mln ton żywności rocznie ląduje na wysypiskach, z czego 2 mln pochodzi z gospodarstw domowych. Przy czym 60 proc. wciąż nadaje się do spożycia, a kolejne 20 można by zaoszczędzić, dzięki odpowiedniemu przechowywaniu i niedopuszczeniu do jej zepsucia.
- W skali roku marnują się ogromne ilości jedzenia i cieszę się, że w Polsce organizowane są akcje, których ideą jest uświadomienie nam wszystkim, że jest to problem – mówi Leonarda Kawa z lubańskiego Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej. – Dobrze by było żeby ktoś pomyślał o zmianie przepisów, które zezwalałyby np. sklepom wielkopowierzchniowym czy restauracjom na wydawanie produktów spożywczych osobom potrzebującym. Wówczas całe palety jogurtów, serów czy wielu innych artykułów, których przydatność do spożycia właśnie minęła, zamiast trafiać do śmietnika, mogłoby uchronić wiele osób przed głodem. Na razie jednak, jak wiemy, przepisy podatkowe uniemożliwiają to.
Innym aspektem problemu jest nieumiejętne gospodarowanie żywnością w gospodarstwach domowych. Co trzeci Polak przyznaje się do wyrzucania produktów żywnościowych. Akcja freegan ma na celu także przypomnienie, że odpowiednio planując i gospodarując żywnością będziemy mogli temu zapobiegać.
- W moim rodzinnym domu żywność się nie marnowała – mówi pani Lucyna. – Mama robiła zakupy codziennie w ilościach, które zaspokajały nasze potrzeby do dnia następnego. W związku z tym nic się nie wyrzucało. W moim domu niestety jest inaczej. Za dużo się kupuje i w związku z tym wyrzuca. Może to wynika z tego, że zamiast zaopatrywać się codziennie po trochu, robi się to co kilka dni i w związku z tym kupuje na zapas.
W wypadku Lubania chyba jednak niekoniecznie mamy do czynienia z freeganami. Ludźmi grzebiącymi w śmietnikach nie kieruje niechęć do zepsutego komercją świata a najzwyczajniej względy ekonomiczne. Wieczorami, gdy nadchodzi pora zamknięcia marketów, całe grupy czyhają w pobliżu śmietników na swój łup. Wiedzą, że za chwilę znajdą się w nim całe palety całkiem dobrej żywności. Tomasz Anioł i Marta Faltyn to młodzi ludzie pracujący w Netto. Kiedy po zamknięciu sklepu wywożą produkty do śmietnika i patrzą na oczekujące na nie osoby, współczują im, a winą za taki stan rzeczy obarczają rządzących.
- W Polsce jest tak, że niektórzy żyją na bardzo wysokim poziomie a inni w skrajnym ubóstwie – mówi ze smutkiem Tomasz. – Musimy oraz częściej patrzeć na tę biedę i nie ma widoków na poprawę.
- Są też tacy, którzy kupują ponad miarę – dodaje Marta. – A widać to szczególnie przed świętami. To co mają w koszyku, to się w głowie nie mieści. Nie ma możliwości, aby zdołali to wszystko zjeść, więc z pewnością wyrzucają.
Dla wielu te wyrzucane artykuły są jedynym ratunkiem, dzięki którym mogą przetrwać. 35 letnia matka samotnie wychowująca dwoje dzieci systematycznie korzysta z produktów wyrzucanych przez pracowników Netto.
- Nie jest to przyjemne, ale w moim wypadku jest to jedyny sposób na przeżycie – mówi młoda kobieta. – Tym bardziej, że wyrzucane artykuły są jeszcze dobre.
Inna kobieta, oczekująca na zamknięcie sklepu, skarży się, że musi żyć z jednej niewielkiej renty, z której po dokonaniu stałych opłat – co dla niej jest priorytetem – zostaje 20 zł na przeżycie. Kiedy odkryła, że domowy budżet można poratować posiłkując się wyrzucanymi przez market produktami, znacznie łatwiej jej się zaczęło żyć.
- Nie jestem freeganką i nie protestuję przeciwko niczemu, po prostu brakuje mi pieniędzy i dlatego korzystam z wyrzucanych do śmietnika artykułów – mówi z uśmiechem kobieta. – Przyznam jednak, że dziwię się dlaczego te artykuły w ogóle lądują na śmietniku. Przecież, oprócz takich jak my tutaj, są jeszcze schroniska dla bezdomnych czy matek z dziećmi i tam powinno się te rzeczy wywozić a nie wyrzucać.
Netto nie jest odosobnionym marketem, pod którym większe lub mniejsze grupy ludzi czekają wieczorem na artykuły, pozwalające przetrwać kolejny miesiąc. I – jak sami o sobie mówią – na pewno nie są freeganami.
(Teresa Kraska)
Z dnia: 2013-11-07, Przypisany do: Nr 21(476)