Są trzy powody, dla których w ramach swojej trasy po Polsce, promującej nową książkę „Wszystkie wrony w Ameryce”, znalazł się także Lubań. Pierwszy i najważniejszy to fakt, że z Lubania pochodzi żona Marcina Wrony, Ola, która – jak twierdzi dziennikarz – od dwunastu lat jest jego miłością życia. Kolejnym powodem jest mieszkająca w Lubaniu siostra Oli Dominika, która jest autorką części zdjęć znajdujących się w publikacji. I trzecim, są mieszkający tu państwo Gilowie, rodzice redaktorki książki „Wszystkie wrony w Ameryce”.
- Zatem powodów jest mnóstwo żeby się znaleźć w Lubaniu – podkreślił Marcin Wrona. - Są tu moi teściowie, ciocie i przyjaciele, mnóstwo osób które znam od lat wielu i które bardzo cenię i szanuję. Ogromnie się cieszę, że było mi dane wejść w życie lubańskie. I myślę, że pewnego dnia, jak już będę starym człowiekiem, to się przeniosę na zawsze do Lubania. A dlatego, że bywam tu co roku i jest mi tu fajnie.
Cieszy fakt, że człowiek, który w wielu miejscach bywał i niejedno w życiu widział ma takie dobre zdanie o naszym mieście. Dzięki jego żonie, uroczej Oli z domu Langowskiej, mamy swojego ambasadora w świecie.
W spotkaniu, co jak na Lubań jest zjawiskiem rzadkim, wzięła udział spora grupa osób zainteresowanych zarówno samą publikacją, jak i jej autorem, znanym powszechnie dziennikarzem. Okazał się on człowiekiem bardzo przyjacielskim i jeszcze bardziej sympatycznym niż na ekranie telewizora, gdy prezentuje korespondencję z Ameryki.
Z dnia: 2012-12-05, Przypisany do: Nr 23(454)