Tylko że jest to syndyk inny niż powszechnie bywa postrzegany ten zawód. Stereotyp likwidatora głosi, że jest to człowiek bezwzględny i ukierunkowany jedynie na cyfry. Nasz bohater oczywiście solidnie wykonuje swoją pracę, realizuje zadania, ale przede wszystkim ma… duszę. Uważa, że wrażliwość jest przypisana do człowieka niezależnie od tego jaki zawód wykonuje. Jeśli w zasobach likwidowanego zakładu dostrzega jakąś wartość w sensie dziedzictwa historycznego, nie przechodzi nad tym obojętnie. Podejmuje działania zmierzające do zachowania tych rzeczy.
- Czasem upadłość zostaje ogłoszona w stosunku do zakładów, które mają swoją historię – mówi Jerzy Lisowski. – I zdarza się, że znajduję różne rzeczy, które są pamiątkami historycznymi. Szkoda by było żeby takie zasoby zaginęły. Dlatego staram się znaleźć dla nich godne miejsce. Na przykład w Bogatyni były to sztandary a w Browarze Lwóweckim różne ciekawe urządzenia pamiętające zamierzchłe czasy.
W wypadku lubańskiej Spółdzielni Inwalidów Lubamet jest to wykonana na dużym formacie i oprawiona w ramy historia jej powstania i działania aż do lat dziewięćdziesiątych. Szkoda by było żeby plansza ta uległa zniszczeniu, dlatego syndyk szuka instytucji bądź osoby, które by ją przejęły i zaopiekowały się. Nawiązany już został kontakt z lubańskim magistratem i miejmy nadzieję, że kawałek historii naszego miasta zostanie gdzieś przechowany i wyeksponowany.
Z dnia: 2012-07-04, Przypisany do: Nr 13(444)