Za czasów niemieckich był to piękny obiekt z tzw. pruskiego muru. Z wieży wchodząc po zakręconych metalowych schodach można było zobaczyć nie tylko całą Olszynę, ale i zachwycić się szerszą perspektywą sięgającą nawet Karkonoszy. W końcu Sowia Chata to najwyższe wzniesienie w Olszynie liczące ponad 306 m n.p.m. Warto przy tym jeszcze wspomnieć, że w czasach niemieckich właśnie tutaj na rozległych łąkach odbywały się wiejskie festyny, na które przychodzili mieszkańcy i gdzie organizowały się liczne bractwa i stowarzyszenia. Po II wojnie światowej niemiecki majątek został znacjonalizowany i zarządzały nim państwowe gospodarstwa rolne. W dawnym dworku zamieszkało kilka rodzin pracujących w kołchozie, a w zabudowaniach gospodarczych prowadzono hodowlę zwierzęcą. Przynajmniej w tamtym okresie budynki mogły poszczycić się jeszcze jakimś wyglądem, bo było komu zadbać o mienie. Sytuacja zmieniła się w chwili kiedy PGR-y zostały rozwiązane i majątek został wystawiony do sprzedaży. W połowie lat dziewięćdziesiątych Sowią Chatę od Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa zakupiło rodzeństwo z okolic Jeleniej Góry – brat i siostra. Niestety, pomimo dobrych chęci na początku późniejszy okres to zaniechanie wszelkich działań i inwestycji. W efekcie doszło do tego, że z dachu zaczęły sypać się dachówki, stare okna pozatykano workami ze słomą, wieża została zamknięta a wszelkie nieczystości i fekalia z mieszkań znalazły swe ujście w... piwnicy, czyniąc z niej szambo.
- Nie mamy podłączonej nowej kanalizacji a starej już nie ma. Wszelkie odchody i nieczystości lądują w piwnicy – mówią zdesperowani mieszkańcy. – Latem są straszne wyziewy i smród, a kiedy nam się coś sypie na głowę to niestety my nic nie możemy, bo nam właścicielka zabrania.
Sprawę wzięły w końcu w swoje ręce władze Olszyny. Nie dość, że udało się znaleźć lokal mieszkalny dla jednej z rodzin, to podjęto jeszcze interwencje zarówno u konserwatora zabytków jak i u nadzoru budowlanego. Sprawa jest nagląca tym bardziej, że przy coraz częstszych wichurach obiekt stopniowo pozbawiany jest zadaszenia, które każdy silniejszy podmuch samoistnie zeń zrywa.
- Dworek na Sowiej Chacie jest w stanie tragicznym. Właściciele tego obiektu nie robią nic, co by świadczyło o ich zaangażowaniu w jego utrzymanie – mówi burmistrz Olszyny Leszek Leśko. – Właściciele nie pobierają czynszu, nie podłączają budynku do kanalizacji, która jest doprowadzona 5 metrów od budynku. To wszystko ulega systematycznej dewastacji.
W wyniku interwencji olszyńskiego samorządu powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wysłał w imieniu władz gminy upomnienie, żeby przymusić do remontu. Następnie wydano decyzję o grzywnie w wysokości 7 tys. zł, ponieważ obiekt nie jest zabezpieczony. Kara nie została jak dotąd wyegzekwowana.
- To nie jest nasza własność, ale chcemy, żeby to było zabezpieczone, żeby ten zabytkowy i piękny niegdyś obiekt nie niszczał. Nie wiemy czym to się skończy – konkluduje burmistrz Olszyny.
Niestety, jak dotąd Sowia Chata to przede wszystkim smutny obrazek ruiny, która nie tylko straszy, ale i niesie ze sobą realne zagrożenie. A chodzi przecież zarówno o ocalenie dóbr kultury, jak też ludzi, którzy jeszcze odważyli się mieszkać w ruinie, bo nie mają dokąd pójść. To co miało stać się szansą dla obiektu w latach dziewięćdziesiątych poprzez prywatyzację majątku, dzisiaj jest jego przekleństwem. Na koniec pojawia się jedno zasadnicze pytanie w tej sprawie. Czy musi dojść do nieszczęścia żeby właściciele obiektu zainteresowali się stanem swojej zabytkowej własności i sytuacją lokatorów? Czy tak będzie, czas pokaże.
Z dnia: 2009-10-20, Przypisany do: Nr 20(379)