Dzięki unijnej dotacji w wysokości 10,5 tys. euro, wspierającej integrację młodzieży, 60-osobowa trójnarodowa orkiestra przez tydzień (5-12 stycznia) ćwiczyła pod okiem 5 dyrygentów, przygotowując koncert w hali spacerowej Domu Zdrojowego.
Muzycy tradycyjnie już mieszkali w „Magnolii”, bardzo sobie chwaląc pobyt i opiekę, a próby odbywali w pobliskim w „Narcyzie”. Rozmowy w tym międzynarodowym towarzystwie toczyły się w wielu językach, ale bywało i tak, że Łotysz mówił po swojemu, jego krajan tłumaczył to na rosyjski, a Litwinka znająca rosyjski przekładała to na polski.
Dla litewskich i łotewskich muzyków Góry Izerskie to jak dla nas Tatry bez mała. Novile Maceinaite z Wilna (skrzypce) nie kryła zadowolenia, że dzięki temu projektowi trafiła do TAKIEJ orkiestry i do TAKIEGO miasta, a jej krajanka Gabriela Vasiliauskaité żałowała tylko, że trafili na bezśnieżną zimę.
Ewa Mazur (skrzypce) i Maciej Cieślewicz (trąbka) gdy tylko przyjechali do Świeradowa, chcieli jak najszybciej iść na Stóg Izerski – to dla nich od kilku lat stały punkt programu. Zaś Kristine Graholska (flet) i Zane Kalnina (altówka) z Rygi wprost nie znajdowały słów dla opisania uroków Świeradowa i Izerów
Sam koncert odbył się 11 stycznia i było to wspaniałe muzyczne wydarzenie, może też z uwagi na dobór repertuaru, w którym przeważały utwory lekkie i przyjemne w odbiorze, poczynając od słynnego Schubertowskiego „Pstrąga”, poprzez Vivaldiego i Chaczaturiana, na polonezie z „Pana Tadeusza” skończywszy. Po drodze były też momenty jazzowe (kapitalne „Take five” wykonane całym składem orkiestrowym) i wokalne – z prześlicznym „Życzeniem” Chopina w wykonaniu Gabrieli – po polsku, oczywiście, bo i dziewczyna jest polskiego pochodzenia. Nie zawiodła publiczność, którą kokietowały porozwieszane w całym mieście duże, czytelne plakaty. Od pamiętnego majowego finału „Wielkiej sławy” hala spacerowa znów zapełniła się nadkompletem widzów, którzy mimo panującego wewnątrz zimna gorąco reagowali na to, co dzieje się na scenie. A działo się przede wszystkim żywiołowo, w czym zasługa Jerzego Karwowskiego, który najpierw poprowadził grupę big-bandową, a potem brawurowo zagrał na saksofonie melodię z filmu „Titanic”, a na klarnecie znany niemal wszystkim utwór „To były piękne dni”, który sala zaśpiewała wraz z orkiestrą. Na stronie internetowej o tym multiinstrumentaliście, który występuje w orkiestrze Zbigniewa Górnego, napisano: „Swoim graniem wzrusza i bawi, nawiązuje w naturalny sposób kontakt z publicznością, i nigdy nie zanudza...” – w Zdroju dowiódł w pełni swego kunsztu, zarówno w grze, jak i w kontakcie z publicznością.
Z dnia: 2007-01-23, Przypisany do: Nr 2(313)