Opinie, poglądy, komentarze...
Od pewnego czasu w całym kraju pogłębiają się niedobory krwi w lecznictwie. Co rusz słyszymy o dramatycznych apelach szpitali, którym brakuje jej do ratowania życia ludzkiego. Szczególnie trudna sytuacja pod tym względem panuje na Dolnym Śląsku. Jak w tym nieciekawym kontekście wygląda sprawa zaopatrzenia w krew tutejszych placówek służby zdrowia oraz stan krwiodawstwa na naszym terenie?
* Dr Bożena Mierzwa, kierownik Terenowej Stacji Krwiodawstwa w Lubaniu
- Trzeba powiedzieć, że w ostatnim czasie z uwagi na punkt w Görlitz zmalała nieco liczba krwiodawców. Tam dawca za krew otrzymuje pieniądze a u nas może liczyć co najwyżej na osiem czekolad i konserwę, czasem wątpliwej jakości. Warto jednak dodać, że normy unijne jasno mówią, że pobieranie osocza – a tam tylko ono wchodzi w rachubę – może odbywać się raz na dwa tygodnie. Niestety, Polacy jeżdżą do Niemiec co kilka dni i oddają krew, co oczywiście skutkuje omdleniami a na dłuższą metę utratą zdrowia. Robią to dla pieniędzy nie zdając sobie sprawy ze szkodliwości tego procederu. Ale ogólnie rzecz biorąc jakiegoś totalnego spadku w ilości chętnych do oddawania krwi nie zauważam. Młodzież chętnie w ciągu roku szkolnego - kiedy jest na miejscu - dzieli się tym darem z innymi. Możemy również liczyć na funkcjonariuszy Ośrodka Tresury Psów Służbowych, no i oczywiście na naszych honorowych krwiodawców. Ostatnio można też zaobserwować, że część osób po pewnym okresie nie oddawania krwi ponownie decyduje się na ten altruistyczny gest. Wynika to z faktu, że po latach pracy za granicą wracają do kraju i - co cieszy - do nas. Porównując ilość dawców teraz a jeszcze dziesięć lat temu należy zauważyć, że jest ich mniej. Kiedyś pracodawca respektował zaświadczenie z punktu krwiodawstwa i dzień nieobecności w pracy swojemu pracownikowi usprawiedliwiał. Dzisiaj, w większości jest to niemożliwe, bo gros zakładów pracy jest w prywatnych rękach a tam inaczej patrzy się na te sprawy. Zatem osoby, które chcą oddać krew muszą na ten cel wykorzystać swój wolny dzień. Generalnie jednak nie mogę stwierdzić, że sytuacja krwiodawstwa na naszym terenie jest dramatyczna. Tak nie jest. Trochę wprawdzie szkodzi nam punkt w Görlitz, o którym wspominałam, ale i tak nie jest źle.
* Henryk Maciaszczyk, prezes Klubu Honorowych Dawców Krwi przy Spółdzielni Mieszkaniowej w Lubaniu
- Z przykrością muszę powiedzieć, że szczególnie u nas - w strefie przygranicznej - krwiodawstwo zaczyna podupadać. Powody w zasadzie są dwa. Jednym z nich jest z pewnością bliskość punktu krwiodawstwa po stronie niemieckiej, gdzie za swoją krew ludzie dostają pieniądze, i to wcale niebagatelne, a u nas kilka czekolad i konserwę. Dodatkowym przysłowiowym „gwoździem do trumny” są błędne – moim zdaniem - decyzje wałbrzyskiego Centrum Krwiodawstwa, ograniczające do zaledwie dziesięciu dzienną ilość przyjęć krwiodawców. Dyrektor tłumaczy to zbyt małą obsadą punktów krwiodawstwa. Od tego zarządzenia odwołała się doktor Mierzwa, kierownik lubańskiego punktu krwiodawstwa, a także prezes Zarządu Rejonowego PCK Grażyna Harydowicz przy wsparciu wszystkich prezesów HDK. Z kolei krwiodawcy mówią, że wolą pojechać do Görlitz i tam oddać krew za 20 euro, niż tu zostać odprawionym z kwitkiem. Nie rozumiem tego, bo przecież krew – o czym dużo się mówi we wszystkich środkach masowego przekazu – jest potrzebna każdego dnia i to w ilościach praktycznie bez ograniczeń. Ustalmy może wreszcie – czy ta krew w końcu jest niezbędna, czy też nie.
Na szczęście - pomimo całej tej trudnej sytuacji - nasze postawy a także działania promocyjne przynoszą efekty i wciąż przybywa nowych członków. My staramy się przekazywać młodemu narybkowi nadrzędną wartość bezinteresowności naszego czynu nad zarabianiem pieniędzy przez oddawanie krwi. W końcu co jest ważniejsze – uratowanie życia ludzkiego, czy zarobienie tych 20 euro?
Z dnia: 2008-09-10, Przypisany do: Nr 17(352)