Blok, w którym owa wspólnota funkcjonuje został oddany do użytku w 1972 roku. Liczy zatem - ni mniej, ni więcej - trzydzieści sześć lat. Jest więc nie najmłodszy, a co za tym idzie dość „sfatygowany”, tym bardziej, że do pewnego momentu nikt o remontach jakichkolwiek nie myślał, nie mówiąc o ich wykonywaniu. Dopiero kiedy zaistniała możliwość wykupu, mieszkańcy z niej skorzystali i w 1999 roku stali się właścicielami swoich „M”. Stworzyli wspólnotę mieszkaniową a jej zarząd oddali w ręce ABK nr 2.
- Ponieważ blok był zaniedbany, zaraz po wykupie zaczęliśmy myśleć aby odnowić to co nas dotyczy – mówią mieszkańcy. – Zaczęliśmy od wymiany dachu nad naszą częścią, także rynien, potem przyszła kolej na nowe okna na klatce schodowej, jej malowanie i wreszcie zmianę instalacji wodnej i kanalizacyjnej. Wydawało się nam to wspaniałe, że mogliśmy sami decydować, co chcemy zrobić. Podejmowaliśmy uchwały jako wspólnota i przekazywaliśmy do zarządcy, czyli ABK, który z kolei je realizował. Wszystkie te prace finansowane były z funduszu remontowego przez nas zgromadzonego.
Szczęście właścicieli trwało jednak tylko dziewięć lat, do tego roku. Bowiem ściana frontowa bloku zaczęła pokazywać, że czas zrobił swoje. Trzeba tu dodać, że wspólnota, o której mówimy zajmuje pierwszą klatkę a więc dla części mieszkań ściana ta jest bardzo ważna.
- Nie trzeba się specjalnie przyglądać aby zauważyć, że ta ściana pęka a w kilku miejscach pojawiły się dziury – skarżą się właściciele mieszkań. – Problem jest w tym, że my w zasadzie fundusz remontowy wykorzystujemy na bieżąco i - jak już wspomnieliśmy - w tej chwili pozostała na nim niewielka kwota a remont, zdaniem naszego zarządcy, wyniesie co najmniej dwadzieścia dwa tysięcy. Skąd mamy wziąć takie pieniądze? Sąsiednie klatki nie dołożą się, bo to ich nie dotyczy a i w naszej nie wszyscy są zgodni.
Najbardziej poszkodowani są właściciele, którzy zajmują mieszkania szczytowe przylegające do ściany frontowej. Czują się bezradni, bo pieniędzy na koncie nie ma, a w rachubę wchodzi remont z ociepleniem włącznie. Inaczej wykonawcy nie chcą się podjąć zadania, bo zalepianie dziur im się nie opłaca. Na ostatnim zebraniu wspólnoty kierownik ABK, jako jej zarządca, został zobowiązany do znalezienia wykonawcy. Jednak nie jest to takie proste.
- Chcielibyśmy, aby ktoś, niekoniecznie firma, podjął się tego remontu – mówili mieszkańcy. – W zasadzie chodzi o zalepienie tych nieszczęsnych dziur, bo to może skończyć się nieszczęściem. W tej chwili deszcz czy wiatr powoduje systematyczną degradację. Nie stać nas na wydatkowanie tak dużych pieniędzy, jakie chcą firmy, bo w większości jesteśmy emerytami. Teraz żałujemy, że daliśmy się zwieść zachętom i kupiliśmy mieszkania na własność. Czujemy się nabici w butelkę i swojej decyzji żałujemy.
Rzeczywiście, ludzie ci byli do niedawana w sytuacji patowej. Gromadzony systematycznie fundusz remontowy wspólnoty jest wyczerpany, miasto dołożyć nie może, bo nie ma takiej możliwości prawnej, ze znalezieniem wykonawcy też długo były problemy. Przestali wierzyć, że się uda. Ale w końcu firma Marka Podbielskiego – chcąc pomóc mieszkańcom - podjęła się remontu ściany za kwotę, na którą wspólnotę stać.
Z dnia: 2008-02-19, Przypisany do: Nr 4(339)