Gdy po czterech minutach od zgłoszenia strażacy dotarli na miejsce, pożar był już mocno rozwinięty. Płomienie zaczęły już nawet opalać konstrukcję dachu. Na szczęście nikt z ludzi nie ucierpiał. Kilkuosobowa rodzina ewakuowała się jeszcze przed przybyciem strażaków. Prawdopodobną przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej.
- Byliśmy w trakcie remontu, kiedy to się stało – opowiada pani Urszula Myślińska. – Wymienialiśmy meble i zaczęłam właśnie wszystko pakować, kiedy w pewnym momencie synek przybiegł do mnie ze swojego pokoju wystraszony, a ja w tym momencie poczułam zapach spalenizny. Gdy weszłam do dziecinnego pokoju i zobaczyłam co się dzieje, zadzwoniłam po straż pożarną, zabrałam dzieci tak jak stały i wybiegliśmy z mieszkania na zewnątrz. Strażacy przyjechali natychmiast, nawet zanim zdążyliśmy wyjść z budynku. Dosłownie w cztery minuty.
Więcej w bieżącym numerze.