W tych krajach, niezbyt odległych i stosunkowo przyjaznych dla nas, Polacy szukają swojego miejsca. Obiegowej opinii, że poza granicami kraju jesteśmy dla siebie jak wilki, kłam zadaje Polonia, która za miejsce emigracji wybrała Szkocję.
Anna wybrała dziecko
Historia Anny Radosz i walki o jej życie dowodzi niezbicie, że tak naprawdę jesteśmy narodem, który w trudnych chwilach potrafi wiele.
Urodzony pod koniec ubiegłego roku w Aberdeen Oskar jest zdrowym, pogodnym dzieckiem. Z jego przyjścia na świat ogromnie cieszyli się oboje rodzice. Niestety, wkrótce okazało się, że nad rodziną zebrały się czarne chmury.
Jego mama 27-letnia Anna Radosz, będąc w 6 miesiącu ciąży, dowiedziała się, że ma nawrót nowotworu - melanomy złośliwej. Ze względu na zdrowie dziecka, które miało przyjść wkrótce na świat, zadecydowała nie poddawać się chemioterapii dopóki nie urodzi. Obawiała się, że tego typu leczenie może zagrozić zdrowiu płodu.
Od momentu porodu minęło trzy miesiące. Nowotwór Anny jest w stadium bardzo zaawansowanym. Wystąpiły już przerzuty do płuc i mózgu. Jeśli nie znajdzie się szybko sposób na odpowiednią terapię, możliwe, że Anna nie dożyje pierwszych urodzin swojego synka. Jedyną szansą dla niej jest leczenie w Klinice Leczenia Nowotworów w Bostonie w USA. Niestety koszt samej kuracji to kwota około 78 tysięcy funtów. Jeśli do tego doda się wydatki związane z przelotem, badaniami i pobytem w Bostonie – potrzebna kwota przekracza możliwości niejednego dobrze sytuowanego człowieka.
Anna, mieszkająca od dwóch lat w Aberdeen nie jest w stanie sama uzbierać takiej kwoty. Dlatego też do pomocy włączyła się tamtejsza Polonia.
Polonia walczy o Annę
- Anię i Daniela poznaliśmy ponad półtora roku temu – mówią Ola i Andrzej Wrzołek. - Byli to pogodni, pełni entuzjazmu młodzi ludzie, którzy wierzyli w swoją szczęśliwą gwiazdę. Ciekawi świata i pełni planów. A przede wszystkim tacy zakochani w sobie. Zazdrościliśmy im dobrej znajomości angielskiego. Ale przede wszystkim imponowało nam to, że tak chętnie i bezinteresownie pomagają zagubionym na obczyźnie świeżo przybyłym rodakom. Często wyciągali Polaków z naprawdę trudnych sytuacji. Zawsze życzliwi i pełni energii. Po kilku miesiącach dowiedzieliśmy się, że Ania jest w ciąży. Bardzo, ale to bardzo cieszyli się czekając na to dziecko. Wspólnie chodzili do szkoły rodzenia, nasłuchiwali czy dzidziuś „kopie”. Później dowiedzieliśmy się, że Ania musiała urodzić trochę wcześniej, praktycznie wymusili to na niej lekarze. Ania nie chciała mówić, co było przyczyną. Cała ona - nie chciała po prostu obciążać innych, wzbudzać litości. Dopiero przed Bożym Narodzeniem dowiedzieliśmy się, co było przyczyną i jak poważna jest sytuacja. Chemioterapia, radioterapia – przerzuty na płuca, mózg. Choroba – nowotwór złośliwy – nabierała tempa. Trudno nawet sobie wyobrazić, co oni czuli, myśleli, przeżywali i co czują teraz.
Choroba nowotworowa postępuje. Lekarze w Aberdeen uznali, że wyczerpali wszelkie dostępne dla nich możliwości. Pojawiła się możliwość leczenia nowym lekiem, będącym w fazie prób w Londynie. Ale niestety Ania nie została zakwalifikowana. Pojawiła się jednak inna szansa leczenia w klinice w Bostonie. Bardzo kosztowna, ale dająca nadzieje.
- Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie zebrać tu potrzebnej kwoty… ale możemy chociaż zebrać pieniądze na przelot, pobyt i konsultacją w Bostonie – kontynuują przyjaciele. - Poprosiliśmy polskiego księdza o pomoc. Pozwolił nam zaapelować o wsparcie po mszy. Chodziło nam nie tylko o datki pieniężne, ale też o informacje gdzie i do kogo można się zwrócić o pomoc. Jako „młoda” emigracja nie spodziewaliśmy się takiego odzewu. Znalazły się pieniądze, informacje, rady, wskazówki. Z pomocą pospieszyły nawet lokalne media, muzycy a przede wszystkim rodacy. Często całkiem niezamożne osoby robiły składki w kościołach, czy w swoich miejscach pracy. Choć w stosunku do potrzeb były to niewielkie kwoty i tak przerastały wszelkie oczekiwania.
Uratujmy Annę razem
Na konto Anny Radosz w dalekiej Szkocji zaczęły napływać pieniądze. W Polsce, po ukazaniu się reportażu w TVN i TVN 24 widzowie dopytują się także, jak można dziewczynie pomóc. Jest to bardzo budujące. W tej chwili trwają ostatnie ustalenia odnośnie leczenia w Bostonie. Czas bardzo nagli. Oby nikt nigdy nie musiał tego przeżywać, co ci młodzi ludzie teraz. Zwracamy się z prośbą do wszystkich, którzy chcą i mogą pomóc w zorganizowaniu leczenia Ani w Bostonie. Potrzeba naprawdę ogromnej sumy pieniędzy. Jest to dla młodej mamy czteromiesięcznego chłopczyka jedyna szansa. Od hojności ludzi dobrej woli zależy jej życie.
Każdy kto chciałby wspomóc Annę także w formie finansowej może to uczynić, wpłacając dowolną kwotę na konto bakowe dla osób spoza Szkocji:
Konto w formie International Bank Account:
IBANGB06BARC20007743551385
SWIFTBICBARCGB22