Rokrocznie pod koniec jesieni wiele instytucji apeluje do społeczeństwa o pomoc w tej kwestii, choćby przez wskazanie miejsc, gdzie koczują bezdomni. Strażnicy miejscy w Lubaniu nie czekają, aż ktoś im zgłosi kogoś takiego, ale sami krążą po ulicach, placach i miejscach – czasem bardzo dziwnych –w poszukiwaniu osób, którzy z powodu mrozu mogą być narażeni nawet na utratę życia. Krzysztof Jaworski i Mariusz Drzazga są strażnikami miejskimi od wielu lat a wciąż mają wiele empatii dla osób, odbiegających od tzw. normy. Co jakiś czas zaglądają do ludzi, koczujących w pustostanach, piwnicach, boksach na śmieci, altanach działkowych. Jak trzeba pomagają, a świeżo namierzonych zgłaszają do pomocy społecznej. Nie zawsze ludzie ci są im za to wdzięczni, ale oni czują, że tak trzeba. Jedną z rodzin, która może na nich liczyć jest pani Barbara, mieszkająca wraz z 27-letnim synem i swoim partnerem Krzysztofem w jednym z pustostanów przy obwodnicy. Ona ma 46 lat, Krzysztof 38, a wyglądają na dwa razy starszych. I nic w tym dziwnego, bo na ulicy mieszkają od siedmiu lat.
- Siedem lat temu po rozwodzie mąż wygnał mnie z domu i musiałam szukać swojego miejsca w życiu – opowiada pani Barbara. –W podobnej sytuacji znalazł się Krzysztof, mieszkający w Pisarzowicach. Rozwód, a ponieważ żona kupiła mieszkanie z własnych środków, więc on praw do niego miał. Kilka lat później dołączył do nas mój syn.
Więcej w bieżącym numerze Ziemi Lubańskiej.