
My tymczasem jesteśmy winni naszym czytelnikom wyjaśnienie, co działo się z Olkiem Szymańskim od czasu, kiedy ostatnio o nim pisaliśmy. Nasz mały bohater udał się do Nowego Jorku, gdzie czekały go na wstępie dobre wieści, dr Abramson zaproponował jednorazowy zabieg laserowy zamiast długotrwałej chemioterapii. Okazało się jednak, że nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów i Oluś przeszedł operację wszczepienia w oko radioaktywnej płytki. Wszyscy w napięciu czekali na rezultaty, które po pierwszym badaniu okazały się pomyślne. Nie czas jednak ogłaszać zwycięstwa i składać broni, bo siatkówczak to podstępny wróg. Trzeba w napięciu czekać i regularnie jeździć, a właściwie latać na kolejne kontrole. Koszty terapii Olka są już zabezpieczone. Każdy przelot to jednak wydatek (bilet w dwie strony to ponad 10 tys. złotych). Wielkim wsparciem jest na szczęście pomoc ludzi dobrej woli, udzielających noclegów oraz zeszłoroczne darowizny na konto fundacji „Zdążyć z pomocą”. Sporo pomogły także ubiegłoroczne wpływy z odpisów jednoprocentowych, które niestety się już radykalnie kurczą (dane dla osób, które chciałyby zrobić odpis w tym roku – w formularzu PIT wpisz numer: KRS 0000037904, w rubryce „Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%” podaj: 26195 Szymański Aleksander). Między kontrolami rodzina stara się za wszelką cenę prowadzić zwykłe, normalne życie, umożliwiające Olkowi zwykły, normalny rozwój, z jak najmniejszym cieniem wciąż zagrażającej mu choroby. Rodzice Olka wiele razy dziękowali wszystkim, którzy im pomogli.
Więcej w bieżącym numerze Ziemi Lubańskiej.