* Ziemia Lubańska – Lektura książki pokazuje, że spełnił Pan obietnicę, złożoną czytelnikom na jednym ze spotkań autorskich, zapewniając, że kolejna powieść będzie, w sposób nie budzący już niczyich wątpliwości, związana z Lubaniem.
* Kazimierz Kiljan – Rzeczywiście, można tak powiedzieć. Wprawdzie we wszystkich moich książkach dosyć łatwo odnajdziemy, mniej lub bardziej czytelne, odniesienia do Lubania. W tej ostatniej zrobiłem jednak wyraźny krok dalej. Jej akcja rozgrywa się, właśnie tutaj… ale również na terenie Bukowej Góry czy Leśnej.
* ZL – Czy po wydaniu siódmej książki, czuje się Pan już prawdziwym pisarzem? Jakby na to nie patrzeć, ma Pan spory dorobek twórczy? Siedem powieści(!), nie mówiąc o sześciu zbiorach poetyckich, robi wrażenie.
* KK – Za pisarza się nie uważam i chyba nigdy tak się nie stanie. To określenie, według mnie, zarezerwowane jest dla takich ludzi jak: Sienkiewicz, Prus, czy Żeromski… Ja natomiast, jestem skromnym wyrobnikiem „pióra”, autorem, piszącym o ludzkich losach, o zdarzeniach i sytuacjach, które – wprawdzie nigdy się nie wydarzyły - bez wątpienia mogłyby mieć miejsce. Są bowiem bliskie życia. Moje książki to klasyczne powieści obyczajowe, pisane z myślą o dostarczeniu czytelnikom wielu interesujących wrażeń. Sprzyjać temu mają wątki liryczne, sensacyjne, czasem metafizyczne, w żadnym razie nie autobiograficzne, o co jestem dosyć często podejrzewany. Stwórca obdarował mnie wystarczająco dużą dozą wyobraźni, darem obserwacji, umiejętnością uważnego słuchania, abym nie musiał pisać o sobie. Właśnie stąd się biorą historie opisywane w moich książkach.
* ZL – Wróćmy na chwilę do wspomnianej metafizyki. W każdej z Pana książek, można znaleźć odniesienia do świata nierzeczywistego, niedostrzegalnego. Z czego się to bierze, czy wierzy Pan w tego rodzaju zjawiska?
* KK – Hmm... trudno jest mówić o tym, tak otwarcie, wprost, aby nie zostać posądzonym o jakieś, powiedzmy, dziwactwa. Mimo to… przyznam, że wierzę w istnienie czegoś, co wbrew sceptykom, rozgrywa się wokół nas, czego - zajęci codziennością – na ogół nie dostrzegamy. Myślę tu o pewnych zjawiskach, symptomach, bodźcach, które nam towarzyszą, czasem ostrzegają, pozwalając uniknąć wielu niepowodzeń, czy wręcz niebezpieczeństw. Ja doświadczam tego typu wrażeń. Nie widzę więc powodów, aby nie pisać o tym w swoich książkach, przyprawiając je szczyptą literackiej fantazji. Któż z nas nie lubi takich bajek, mitów, historyjek z happy endem (śmiech).
* ZL – Wróćmy zatem do Zielarki z Bukowej Góry. Z recenzji znajdującej się na okładce dowiadujemy się, że jest to książka poświęcona pewnej rodzinie, która na skutek wydarzeń z okresu II.Wojny Światowej, trafia na ziemie odzyskane. W ten sposób podejmuje Pan dosyć trudny temat, dotyka niezabliźnionych tak do końca ran. Z jednej strony skutki nazistowskiej krucjaty na nasz kraj, zadany nam gwałt, zniszczenia, z drugiej sowiecki „nóż w plecy” na wschodnich rubieżach, masowe wywózki, deportacje, mordy. Na ich kanwie snuje Pan opowieść o młodym małżeństwie, które uwikłane zostało w te dramatyczne wydarzenia.
* KK – Temat, jak na powieść obyczajową, lekką i przyjemną – rzeczywiście trudny. Przyznaję. Niemniej… (chwila refleksji). Ludzi, rodzin o podobnych biografiach, losach było w tamtym czasie wielu. Duża część ludności, uciekając z zagarniętych przez sowietów terenów, kierowała się na zachód kraju. Tu z kolei mieszkali jeszcze ludzie, którym nazistowscy pobratymcy urządzili również niemałe piekło. Nowe władze z terenów odzyskanych, nakazały im opuścić swoje domy, ziemię na której się wychowali, porzucić dorobek całego życia i -nie będę kontynuował, wiadomo jak było. Bohaterowie mojej powieści przyjeżdżają do zniszczonego wojną Lubania jako jedni z pierwszych i zaczynają tu swoje życie. Początki były bardzo trudne, pionierskie. Brakowało niemal wszystkiego, ale byli twardzi. Wkrótce rodzi im się córka, a następnie wnuczka… Tak, jak to w życiu bywa. Mimo upływu lat, epizody z czasów wojny dają o sobie znać nawet po latach, zaczynają powracać, wpływać na ich losy, niepokoić,rodować. Ale o tym w książce. Nie psujmy zabawy czytelnikom.
* ZL – Szanując pańską troskę o czytelnika, powiedzmy jeszcze słów kilka o opisywanych w książce faktach historycznych. Na ile są one prawdziwe, a na ile noszą znamiona typowej fikcji literackiej?
* KK – To bardzo istotne pytanie, szczególnie, że w Lubaniu mamy do czynienia z wieloma publikacjami o charakterze historycznym, w wymiarze lokalnym. Są oparte na faktach, na wiarygodnych dokumentach i dotyczą ściśle określonych zdarzeń. Moja książka, jako typowa powieść obyczajowa, nie pretenduje do takiego miana. Wprawdzie jej fabuła oparta została na filarach historycznych, na zdarzeniach z powojennej rzeczywistości, ale tylko po to, aby uwiarygodnić temat, przybliżyć czytelnikowi czas, miejsce i panujące wówczas warunki. Proszę więc nie doszukiwać się w niej żadnych sensacyjnych odkryć, nawet tych związanych ze skarbem Zamku Czucha, którego część zostanie w książce odnaleziona. Nie takie jest bowiem jej przesłanie. Bliska prawdy jest opisywana w niej atmosfera tamtych lat, klimat panujący wówczas w mieście, które mogą budzić wspomnienia, a być może jakieś sentymenty. Stare uliczki, sklepiki, miejsca spotkań żyją w wielu z nas. Podobnie prawdziwy jest późniejszy rozwój, rozkwit starego grodu i niezaprzeczalne osiągnięcia na polu kultury. Pamiętajmy przede wszystkim o tym, że książka jest powieścią współczesną, nie historyczną, poświęconą uroczej, pełnej empatii zielarce, która niesie pomoc ludziom potrzebującym i śmiertelnie chorym.
* ZL – Zapytam jeszcze o drugie ważne, jeśli nie ważniejsze miejsce akcji, o tytułową Bukową Górę.
* KK – Cóż, kiedy zdecydowałem, że bohaterką książki będzie młoda, uzdolniona farmaceutka i jednocześnie zielarka, nie mówiąc już o jej cudownej babci, to niemal natychmiast pojawił się pomysł na Bukową Górę. To górujące nad okolicą wzniesienie, szczególnie urokliwe od strony doliny Kwisy, jest jednym z piękniejszych miejsc w naszym regionie. Przedstawiłem ją w książce tak, jak ją zapamiętałem z lat swojego dzieciństwa, kiedy o własnych nogach przemierzałem bukowe ostępy, zbierałem leśne runo, smakowite owoce, gasiłem pragnienie w strumieniach, obserwowałem zwierzynę… Teraz, Bukowa Góra wygląda zupełnie inaczej, by nie powiedzieć dramatycznie. Grabieżcy surowców skalnych, zrobili swoje. Zerwali jej bazaltową koronę, czytaj wysadzili dynamitem kamienny szczyt i sprzedali drogowcom. Postanowiłem jednak nie wspominać o tym w książce. Nie miałem sumienia. Autorowi wolno przecież wszystko. Na jej zboczach zbudowałem - słowem pisanym, ma się rozumieć - cudowną leśniczówkę, a obok niej umiejscowiłem urokliwe rozlewisko, aby stworzyć w ten sposób obraz, który poruszy wyobraźnię, pozwoli pokochać to miejsce raz jeszcze. Ta książka… to jest mój hołd dla piękna tej niezwykłej góry, ale i protest(!) wobec niszczonego na naszych oczach krajobrazu. Na samą myśl serce mi pęka! Zapraszam do lektury Zielarki z Bukowej Góry, z nadzieją, że dzięki nieograniczonej niczym fantazji, dostrzeżecie jej odchodzące piękno, nie mające sobie równych walory przyrodnicze i krajobrazowe.
* ZL – Dziękuję za rozmowę.