Dzieje państwa Zofii i Adama Surwiło mogłyby stanowić kanwę scenariusza do wzruszającego filmu. Na tych terenach, a dokładnie w Złotnikach, osiedlili się jako przesiedleńcy po wojnie. W swojej ojczyźnie zostawili piękny, prawie nowy dom. Zostawili go Rosjance, która na początku wojny uciekła spod Leningradu i mieszkała z nimi całą wojnę. To był taki czas i potrzeba – podobnie jak teraz w wypadku Syryjczyków - że, każda rodzina w miejscowości przygarniała jednego uchodźcę. Tak na marginesie, długo jednak kobieta domem się nie nacieszyła. Przesiedlono ją gdzie indziej, bo materiały z nowego prawie domu potrzebne były do „wyższych, komunistycznych” celów. Do Złotnik rodzinę ściągnął pan Surwiło, który przywędrował tu z polską armią. Pani Zofia wraz czwórką dzieci przyjechała do męża z kilkoma walizkami - bo tyle można było wziąć - i zaczynali wszystko od nowa, ogromnie tęskniąc za domem i terenami, które musieli opuścić.
- Wspominam czasem, jak rodzice siedzieli na ulubionej ławeczce pod gruszą i tato pytał mamę „matka, a czy ty pamiętasz nasz sad wiśniowy?” A mama odpowiadała, że „tak” i dodawała, że tam nawet kwiaty inaczej pachniały, a truskawki były smaczniejsze – opowiada Anna Dobrzyńska, córka państwa Surwiło.
Złotniki Lubańskie stały się ich nowym domem. Tutaj ciężko pracowali, prowadząc gospodarstwo rolne. Przeżywali wzloty i upadki, i mimo różnych przeciwności – jak w życiu - trwali razem aż do końca. Umarli, tak jak się umawiali, jedno po drugim w ciągu miesiąca. Pierwszy z małżonków, który odejdzie, miał jak najszybciej zabrać do siebie drugie. Niebywałe, jak można tak się kochać przez tyle lat. Do wspomnianego na początku szpitala trafili razem. Powody były różne – kobieta miała ciężki udar, mężczyzna zapadł na lżejsze schorzenie. Codziennie chodził o laseczce do niej aby sprawdzić, czy żyje i porozmawiać z nią. Po jakimś czasie, kiedy miał zostać wypisany do domu, poprosił swoje dzieci o kupno bukietu róż. Z nim właśnie, pojechał na wózku do swojej nieprzytomnej żony, by się z nią pożegnać. Mówił do niej czule i ciepło o swoim uczuciu i życiu, które spędzili razem. Płakał, bo zdawał sobie sprawę, że ukochaną żonę widzi po raz ostatni. Ona wydawało się, że wszystko słyszy i rozumie. I choć lekarze nie dawali wiary - bo przecież była nieprzytomna - to dzieci twierdzą, że widziały jak mama się uśmiechnęła, a z jej oka popłynęła łza. Kilka dni później umarła. Od tego momentu pan Adam zamknął się w sobie, przestał jeść i pić. Czekał. Po miesiącu – zgodnie z umową - dołączył do ukochanej żony. Ta wzruszająca historia jest epilogiem pięknego życia dwójki Kresowiaków, dla których ważne były wartości - Bóg, honor, ojczyzna i rodzina.
(Teresa Kraska)
Z dnia: 2015-10-20, Przypisany do: Nr 19(522)