Wspomnienie o świętym papieżu
2 kwietnia tego roku mija 10 lat od śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II. Niewątpliwie był to wielki człowiek, który swoją osobowością wpłynął na bieg historii i religijność wielu ludzi. Kiedy myślę o Janie Pawle II – świętym papieżu z Polski – to pojawia się w moim umyśle wspomnienie z Mszy papieskiej w Legnicy, 2 czerwca 1997 roku. Byłem wtedy lektorem w swojej parafii. Nieżyjący już ks. Stanisław Krzak zaproponował mi udział w tej wielkiej uroczystości jako lektora towarzyszącego kapłanom przy rozdzielaniu Komunii Św. Miałem wtedy 16 lat i taka propozycja była czymś niesamowitym. Zgodziłem się bez wahania, gdyż bardzo chciałem uczestniczyć we Mszy, którą odprawia papież. Kilkakrotnie spotykaliśmy się wraz z dekanalnym duszpasterzem służby liturgicznej w refektarzu lubańskiego klasztoru Zgromadzenia SS. Św. Marii Magdaleny od Pokuty i omawialiśmy zadania, które nas czekają. Dowiedziałem się, że ulokowani będziemy w sektorach, które bezpośrednio przylegały do trasy przejazdu papamobile. I to była kolejna radość. Potem był jeszcze wyjazd do Legnicy i spotkanie na miejscu celebry, by tam jeszcze raz omówić rolę, jaką mieliśmy odegrać podczas papieskiej liturgii. Kiedy przyszedł długo wyczekiwany dzień 2 czerwca, to jechałem do Legnicy ze ściskiem w żołądku. Dzień nie zapowiadał się najlepiej, ale Opatrzność Boża sprawiła, że słońce pięknie rozświetlało całe podlegnickie lotnisko – miejsce papieskiej Mszy św. Każdy z nas miał identyfikator ze zdjęciem, a przy wejściu na plac otrzymał specjalną książeczkę z tekstami liturgicznymi. Z uwagi na niepewną pogodę ubrany byłem od stóp do głów, co potem skutkowało tym, że w miarę wzrastającej temperatury trzeba było się rozbierać. Sama papieska Msza św., powitanie Jana Pawła II przez wiernych, koronacja krzeszowskiego obrazu Matki Bożej Łaskawej oraz słowa Jana Pawła II o wartości ludzkiej pracy to były emocje, których nie da się porównać z niczym.
Przez wiele następnych lat z uwagą śledziłem niemal każdy krok świętego papieża. Chłonąłem każdą jego książkę i myśl, choćby tę najtrudniejszą. Patrzyłem na niego z uznaniem i dumą. Chciałem iść jego śladem i być kimś takim, jak on. Dzień jego odejścia „do domu Ojca” był szokiem. To była eksplozja modlitwy i żarliwego pragnienia spotkania z Bogiem. Były Białe Marsze, procesje, spotkania modlitewne. W pewnym sensie ów dzień był także punktem zwrotnym. Zauważyłem, że wielu ludzi nie żyje treściami, które głosił Jan Paweł II – zwłaszcza tymi na temat obrony ludzkiego życia, wartości pracy ludzkiej czy pobożności eucharystycznej i maryjnej. Papież, jego osoba i słowa, przestały mieć znaczenie w przestrzeni publicznej. Wszystko gdzieś przygasło i skryło się w cukierkowych felietonach, artykułach i albumach, których prawdziwego sensu nikt nie rozważał. Cieszyliśmy się tylko z tego, że ktoś taki był. Dziś, kiedy mija 10 lat od jego śmierci, kiedy został on wyniesiony na ołtarze, cieszy fakt, że wciąż są dzieła, które stanowią żywy pomnik papieża z Polski, jak okna życia czy wspieranie uzdolnionej młodzieży. Czy jednak z jego bogatego, zresztą wcale niełatwego, nauczania korzystamy i chcemy nim żyć – szczerze wątpię. Z nostalgią wracam do tych dni, kiedy z dziecięcą prostotą wyczekiwałem spotkania z papieżem. Ile w tym było piękna, konstruktywnej inspiracji dla życia i dla wiary. Bo spotkać Namiestnika Chrystusowego na Ziemi, uczestniczyć we Mszy św. przezeń sprawowanej, to było szczęście, któremu nic innego nie dorównywało.
(Artur D. Grabowski)