Z perspektywy tabeli faworytem byli gospodarze. Nysa, chcąc liczyć się w walce o awans do czwartej ligi, musi gonić Włókniarza Mirsk. W Zgorzelcu nie spodziewali się jednak spacerku, bo Łużyce wiosną spisują się bardzo dobrze. Spotkanie zapowiadało się zatem bardzo ciekawie. Pierwsza połowa należała do gospodarzy. Gospodarze objęli prowadzenie w 21. min. Wówczas Adrian Przystaś podał do Jakuba Czajkowskiego i ten skierował piłkę w krótki róg bramki Sławomira Kukiełki. Nysa podwyższyła prowadzenie w 35. min kiedy po strzale Przystasia, Kukiełka ponownie przepuścił piłkę do siatki. W obu przypadkach bramkarz Łużyc mógł zachować się lepiej. Trzeba jednak oddać, że zagrał na własną prośbę - bronił z kontuzją kciuka oraz bólem mięśni brzucha. Oprócz dwóch goli goście stracili też Marcina Fereńca. Piłkarz poprosił o zmianę po tym jak doznał kontuzji łydki. - Jestem zaniepokojony, bo to twardy chłopak. Gdyby to nie było nic poważnego, z pewnością grałby do końca - przyznał Rafał Wichowski, trener Łużyc. Gdyby gospodarze zaprezentowali lepszą skuteczność, mogliby prowadzić jeszcze wyżej.
Ciekawszy mecz zrobił się po zmianie stron. Lubanianie podnieśli głowy i podjęli walkę. Niestety stracili oni kolejnego piłkarza. W 55. min z kontuzją pachwiny boiska o własnych siłach nie był w stanie opuścić Sebastian Gawroniuk. Łużyce jednak starały się atakować i przyniosło to efekt w 73. min. Adrian Franaszczuk zdołał odbić piłkę po strzale Kamila Młynarskiego, ale wobec dobitki nożycami Rafała Czułowskiego był bez szans. Popularny Czułek mógł zostać bohaterem ekipy znad Kwisy 120 sekund później. Wówczas mając przed sobą tylko bramkarza Nysy fatalnie spudłował. To się zemściło 7 min przed końcem, kiedy odkrytych przyjezdnych skarcił Jakub Czajkowski. Kilka minut później powinno być 3:2. Adrian Franaszczuk w świetnym stylu odbił jednak strzał aktywnego Kamila Młynarskiego, a po chwili dobitkę Damiana Bojdzińskiego. Dobrych szans dla zgorzelczan nie wykorzystali natomiast Łukasz Wójcik oraz Jakub Czajkowski.
- Uważam, że z perspektywy całego meczu gospodarze wygrali zasłużenie. Szkoda zwłaszcza pierwszej połowy, która była naszą najsłabszą w tej rundzie. Mimo tego przy odrobinie szczęścia mogliśmy pokusić się o remis. Martwimy się kontuzjami Marcina i Sebastiana. Liczę, że to nic poważnego i do sobotniego meczu z Leśnikiem przystąpimy w pełnym składzie - powiedział Paweł Jakimowicz, piłkarz Łużyc.
- Nie wiem co się stało po przerwie. Być może w nasze szeregi wkradło się rozluźnienie. W pewnym momencie zrobiło się ciepło, ale ostatecznie zainkasowaliśmy komplet punktów i to jest najważniejsze. Cieszę się, że swoimi interwencjami w drugiej połowie mogłem przyczynić się do sukcesu. Na ten zapracował jednak cały zespół - dodał Adrian Franaszczuk, bramkarz ekipy znad Nysy Łużyckiej.
(GB)
Z dnia: 2014-05-08, Przypisany do: Nr 9(488)