Święta Bożego Narodzenia są najbardziej rodzinnymi ze świąt. Urządzamy je, bo tak nakazuje tradycja? Czy jednak potrafimy je świętować? Czy nie zagubiliśmy właściwego znaczenia tych świąt?
* ks. Janusz Barski, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana Marii Kolbe w Lubaniu
- Chociaż w kategoriach dogmatycznych tajemnica Narodzin Chrystusa ma charakter „drugorzędny” (po Męce, Śmierci i Zmartwychwstaniu), to jednak na płaszczyźnie tradycyjno-zwyczajowej jest to wydarzenie, które świętujemy w wyjątkowy sposób. Sam proces przygotowań oraz budowanie tej specyficznej atmosfery wieczoru wigilijnego wskazują, że Boże Narodzenie świętujemy w wyjątkowy sposób – i nie dzieje się tak tylko z racji tradycji. Potrzebujemy takiego wyjątkowego czasu, w którym łatwiej jest usunąć przeszkody codzienności i odkryć w sobie to co piękne, wzniosłe – to co jest „od serca i dla serca”. Rodzinny charakter świąt Bożego Narodzenia kształtuje także atmosferę ich przeżywania na forum zewnętrznym – mimo napięć emocjonalnych związanych ze specyfiką obecnej rzeczywistości oraz różnorodnością przygotowań, zbliżający się czas ich rozpoczęcia sprzyja tonowaniu napięć w relacjach społecznych (od rodzinnych i sąsiedzkich począwszy, na pracowniczych i szerszych skończywszy). Dzięki temu Boże Narodzenie to istotnie wyjątkowy czas – stąd celowym wydaje się podkreślanie życzenia, aby „trwało ono przez cały rok” (ta metafora ma swoje istotne implikacje w życiu codziennym). Święta mają wyjątkowy charakter – czy jednak rozumiemy ich istotę i potrafimy je właściwie przeżywać? Myślę, że tu niestety nie jest najlepiej. Podstawowym problemem budowania atmosfery świątecznej jest komercja i swoista zewnętrzność przygotowań. Zaginęła tradycja rodzinnych przygotowań dekoracji świątecznych (łatwiej kupić niż coś zrobić samemu); miejsce „daru serca” (paczuszki – być może skromnej, ale z „wielkim ładunkiem empatii”) zajęły „przemyślane” prezenty (bardzo często wskazujące na aktualne trendy w modzie czy handlu); do niezbędnego minimum ograniczyliśmy współtworzące atmosferę świąteczną elementy wystroju naszych domów (zamiera tradycja budowania i umieszczania w domach szopek). Ponadto od dłuższego czasu daje się zauważyć trend ograniczania przygotowań tylko do płaszczyzny „stołu” (jest to oczywiście ważne, ale… jeśli zamkniemy się tylko w zapewnieniu obfitości „menu wigilijnego”, to czym staną się w rzeczywistości święta?) – wystarczy postawić pytanie: czy w czasie przygotowań odświeżamy śpiewniki kolędowe (jeśli je w ogóle posiadamy); czy oprócz zastawy i choinki pamiętamy o takich elementach świętowania jak świeca na stole, Pismo Święte, opłatki (wiele razy spotkałem się z sytuacją nabywania ich w ostatnich przedwigilijnych godzinach), sianko. Czy oprócz płyt lub nagrań kolędowych przygotowujemy się także do… wspólnego kolędowania?
Sądzę, że problemem świętowania jest niska świadomość znaczenia symboli i tradycji świątecznych. Fakt, że zdarzają się sytuacje rozpoczynania świętowania od „wspólnoty stołu” czy tylko od podzielenia się opłatkiem (niestety, wcale nie takie rzadkie) wskazuje, że duchowo-emocjonalne bogactwo tradycji umyka naszej uwadze. Wiele tradycji nabrało ponadto charakteru wyłącznie symbolicznego. U większości świętujących rodzin pojawi się puste nakrycie – obawiam się jednak, że osoba z zewnątrz, chcąca skorzystać z niego mogłaby napotkać (pisząc oględnie) duże problemy ze skorzystaniem z tego „gestu wigilijnej serdeczności”. Dużym problemem są także narastające animozje i wzrastająca negatywna emocjonalność. Coraz częściej jesteśmy świadkami rezygnacji przez różnego rodzaju zakłady pracy z tzw. wigilii pracowniczych (w motywacji takiego kroku często słyszmy o „ryzyku sztuczności gestu dzielenia się opłatkiem”). Podobna sytuacja ma miejsce także w rodzinach. Narastający dystans pokoleniowy powoduje, że tradycja rodzinnego świętowania w wielu domach staje się problemem – szczególnie dla ludzi młodych, mających problemy z komunikacją z rodzicami („To najgorszy wieczór dla mnie” – takie słowa usłyszałem kiedyś z ust jednego z moich uczniów). Problem ten jest także zauważalny w atmosferze wigilijnego wieczoru, w którym bardzo wielu korzysta ze swoistego „wypełniacza” w postaci medialnych wykonań kolęd. Był taki okres, kiedy mówiono, że „cisza szkodzi” – niestety, w przypadku rodzinnego świętowania świadczy to o problemach z nawiązaniem bezpośredniej relacji. Wreszcie kolędowanie – tak piękne, a obecnie maksymalnie ograniczone do profesjonalnych wykonań artystycznych. Nikt nie twierdzi, że przy wigilijnym stole musi być doskonale – czasem rezygnacja z perfekcji na rzecz bezpośredniego zaangażowania potrafi „zadziałać cuda”. Wskazałem na kilka problemów dzisiejszego świętowania Tajemnicy Wcielenia, pomijając milczeniem takie jak: „świąteczne libacje alkoholowe”, narastające problemy rodzinne, kwestia eurosieroctwa, etc. – mimo dramatycznej wymowy mają one charakter marginalny. Czyniąc to, nie chciałem w żaden sposób zanegować wyjątkowego charakteru i wielkiego wysiłku wkładanego w piękne przeżycie Świąt – są one wyjątkowe i daje się to odczuć na każdej płaszczyźnie. Podkreślone problemy stanowią pewną przeszkodę w pełni przeżycia ich atmosfery i powodują, że święta Bożego Narodzenia (choć obchodzone przez nas – w porównaniu z innymi kulturami – bardzo odświętnie, mogą nabierać coraz bardziej statusu tradycji (a nie przeżytego z pełną świadomością „rodzinnego misterium”).
Z dnia: 2013-12-19, Przypisany do: Nr 24(479)