Rozwój tkactwa, szczególnie lnianego, determinowało położenie miasta nad Kwisą i jej dopływami, co sprzyjało procesom bielenia. Tu też powstały duże farbiarnie i bielarnie. Również nie bez znaczenia był chłodniejszy klimat, kamienista gleba, bliskość upraw, a także okresowe targi w Lubaniu Zgorzelcu i Żytawie. W książce R.Jechta, opisującej rozwój przemysłu i handlu na Górnych Łużycach, Lubań wymieniany jest tuż za Żytawą pod względem rozwoju tkactwa lnianego.
Lubańska rada miejska jak i cechy rzemieślnicze starały się zapewnić wszystkim majstrom dobre warunki pracy, a jednocześnie chroniąc ich likwidowały nielegalną sprzedaż po domach i uliczkach. Te warunki lokalnej polityki gospodarczej dynamizowały rozwój tkactwa cechowego.
Wojna trzydziestoletnia zapoczątkowała zmierzch lubańskiego płóciennictwa. W produkcji zapanował chaos, zerwano wiele umów handlowych, równocześnie wraz z ustaniem działań wojennych gwałtownie rozwinęło się płóciennictwo wiejskie, nota bene wcześniej tępione.
Bezwzględna w skutkach kontrreformacja przeprowadzona w krajach sąsiadujących z Górnymi Łużycami zmusiła, w dużej mierze, tamtejszą ludność do gwałtownej migracji. Pojawili się osiedleńcy z Czech i Śląska. Zatrzymywali się w miastach oraz w tzw. „pustkach” dając początek nowym wsiom. Tkali na własnej roboty krosnach, a także rozpowszechniali przędzalnictwo i płóciennictwo w tworzących się sąsiednich osadach. W przypadku Lubania były to miejscowości położone na południu dzisiejszego powiatu.
Nazywano ich „partaczami”, sugerując, że wytwarzali towar gorszej jakości. Szybko produkcja wiejska doskonaliła się, pojawiły się też płótna kolorowe, a ponadto umacniała się za sprawą miejscowej szlachty, której zależało na zyskach osiąganych z działalności podległych chłopów. W ten sposób w tym zakresie wieś stała się samowystarczalna, a często z powodu niższej ceny produkowany towar trafiał do okolicznych miast. Kupcy miejscy, w tym lubańscy, szybko zwietrzyli niezły interes i wprowadzili system nakładu kupieckiego. Polegał on na oddawaniu własnego surowca tkaczom wiejskim, a ci za stosowną opłatą oddawali już gotowe płótno. Niestety w systemie tym tkacze ubożeli, gdyż chciwi mieszczanie zwlekali często z zapłatą lub ją nienależnie pomniejszali.
Wprawdzie wspomniane praktyki godziły w wytwórczość płócienników i przędzalników miejskich, jednak w Lubaniu udało się skoncentrować handel przędzą i płótnem do tego stopnia, że pod koniec XVII wieku właśnie Lubań w porównaniu z sąsiednimi miastami wystawiał na targach Lipsku najwięcej płótna (2747 kop). Dla porównania: Żytawa – 2703, Budziszyn – 1242, a czwarta Leśna tylko 224 kopy!
Sukiennicy lubańscy początkowo byli w dobrym położeniu z powodu technicznie prostego warsztatu, a także za sprawą gorszej jakościowo wełny łużyckiej, co powodowało konieczność importu surowca z Czech i Śląska. Jednak już od początku XVII wieku ze względów ekonomicznych powoli bardziej dochodowe płóciennictwo zaczęło odciągać siłę roboczą z warsztatów sukienniczych.
Wprawdzie początkowe lata po wojnie trzydziestoletniej były okresem podniesienia rangi sukiennictwa, ale już wtedy konkurencja była ogromna. W Niemczech produkowano już w oparciu o nowe metody wzorem Niderlandów i co ważne - taniej, a również z Anglii przywożono dobre jakościowo i oczywiście tańsze sukno. Tak więc po upływie 100 lat lubańska produkcja sukiennicza nie odgrywała już większej roli.
Lubańskie tkactwo rozwijało się w oparciu o organizację cechową. Rada miejska zatwierdzała i nadzorowała ich działalność, a także opracowywała przywileje i rozporządzenia. Członkowie cechów wybierali spośród siebie zarząd i kontrolera, który odpowiadał za ilość i jakość produkcji oraz zbyt.
Nauczenie zawodu trwało długo i było kosztowne. Rodzice zobowiązani byli do złożenia w cechu kaucji w wysokości 2 talarów, która przepadała gdy uczeń porzucił naukę. Jak pisałem w poprzednim artykule majstrowie odmawiali czeladnikom zdawanie egzaminów, tak więc wielu kończyło karierę zawodową bez usamodzielnienia się. Zanim czeladnik został majstrem musiał przez około 2 lata wędrować od miasta do miasta i wynajmować się do pracy u różnych majstrów.
W początku XVIII wieku cechy miejskie starały się zahamować wiejską konkurencję przez zarządzenie przymusowej przynależności tkaczy wiejskich do cechu. Nie spowolniło to jednak procesu rozpadu tych organizacji. W Lubaniu stale malała ilość majstrów, czeladników i uczniów. Gdy na początku XVII wieku było 400-500 czeladników i 200 uczniów, tak w 1724 roku pozostało odpowiednio 12 i 1.
Wysokiej jakości lubańskie płótno znajdowało licznych nabywców w Europie Zachodniej. Na targach norymberskich i lipskich często spotykano lubańskich kupców Błażeja i Joachima Seligerów. Stałym odbiorcą była norymberska firma Viatis & Peller, a także hiszpańskie domy handlowe. Kiedy zmarł Karol II - ostatni król hiszpański z rodu Habsburgów, jego następca Filip V – książę francuski, przestał utrzymywać stosunki handlowe z Łużycami. Również wprowadzenie w 1758 roku przez Śląsk nowej wyższej taryfy celnej na importowane towary z Łużyc zmniejszyło eksport, co doprowadziło do kryzysu w produkcji.
Około 1500 roku Lubań słynął na Łużycach z produkcji piwa. Nawet Wrocław zaczął je sprowadzać i sprzedawać w Piwnicy Świdnickiej. Piwowarstwo przez długie lata stanowiło oprócz tkactwa podstawowe źródło utrzymania mieszczan. Lubaniowi przysługiwało oczywiście prawo mili. Zakazywało ono w promieniu mili od murów miasta osiedlać się rzemieślnikom z wyjątkiem tkaczy, krawców, szewców i kowali. Oczywiście zabronione było stawianie słodowni i browarni, a także produkcja i wyszynk obcego piwa. Przywilej ten potwierdził w 1637 roku kurfirst (elektor saski) Jan Jerzy I.
Okoliczna szlachta z zazdrością patrzyła na tę wyłączność i próbowała ograniczyć prawo mili. Doszło do zatargów w związku z przywilejem stanu szlacheckiego o „wolnym trunku stołowym”. Polegał on na tym, że szlachta mieszkająca na stale w mieście, lub okresowo przebywająca w obrębie murów mogła sprowadzać piwo na własny użytek. Czy był on własny? W praktyce sprowadzano duże ilości piwa na sprzedaż, co stanowiło poważną konkurencję dla miejskich piwowarów. W styczniu 1679 roku głośna była Jerzego Lipperta, dzierżawcy lubańskiej piwiarni, który sprzedawał w mieście piwo z okolicznych browarów.
Znane były też zatargi Lubania z Jałowcem, gdyż właściciele nie chcieli zgodzić się na odebranie prawa sprzedaży piwa i soli. Po długim procesie zapadł korzystny wyrok dla miasta, a od skarżących zasądzono po 100 dukatów kary.
W drugiej połowie XVII wieku produkcja piwa w Lubaniu uległa znacznemu zmniejszeniu. Bezpośrednim powodem był pożar miasta w 1670 roku. Spłonęły browary, zapasy piwa, a uratowane 300 beczek nie nadawało się do konsumpcji.
Od XVIII wieku nastąpił okres przełomowy w życiu gospodarczym miasta. Zmieniły się zasady wytwórczości miejskiej, pojawiły sie początki scentralizowanych manufaktur, rozpoczął się okres kapitalistycznej produkcji - o tym jednak innym razem. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do ostatniego wiersza, ale historia ma to do siebie, że zanim zainteresuje, to trochę przynudza.
Zbigniew Madurowicz
Z dnia: 2012-06-20, Przypisany do: Nr 12(443)