Przez minione ponad 30 lat co jakiś czas docierały do mnie echa lubańskich festiwali. Na swoich stronach internetowych wykonawcy szczycą się występami w Lubaniu. Często były to wręcz debiuty późniejszych sław.
Słyszałem o wielu wspominkach indywidualnych internautów. Niektórzy zamieszczają w sieci prywatne zdjęcia (widziałem smakowite, spod Baszty Brackiej: dzielny patrol Milicji Obywatelskiej spisujący grupkę Bogu ducha winną grupkę hippisów).
Wiele razy, w różnych częściach Polski, czasem w niespodziewanych okolicznościach, natykałem się na uczestników lubańskich Campingów. Wszyscy wspominali pobyt w naszym mieście z ogromnym sentymentem.
Na marginesie: może warto jakoś zebrać w jednym miejscu wszystkie pamiątki i wspomnienia z lubańskich Campingów? Z apelem po Polsce i świecie o nadsyłanie tych rozproszonych? Ja, swoimi drogami, rozesłałem już wici.
A co do rejestracji Campingów przez TVP winien jestem przyznać się do grzechu zaniechania. Wiele lat po Campingach, ok. 1991 r., gdy przeżywałem przygodę z lokalną telewizją (Studio S), miałem szansę przegrać wszystkie lubańskie koncerty! Gdy wrocławska reżyserka Ewa Straburzyńska robiła reportaż o lubańskiej telewizji zgadałem się z nią i o Campingach. Zaproponowała mi, bym przyjechał do Wrocławia na kilka dni z kilkoma walizkami czystych kaset video. Nie widziała problemu we wpuszczeniu mnie do archiwum wrocławskiej TV. ZA DARMO! Wtedy jeszcze TVP nie była skomercjalizowana (teraz za wszystko trzeba płacić) a i prawa autorskie traktowano „wyrozumiale”. Moje ówczesne rozliczne obowiązki (kamieniołomy, Studio S, Zarząd Regionu Solidarności, LKO + rodzina) spowodowały, iż nie skorzystałem z okazji. Mea culpa, mea maxima culpa!
Ostatnio gdzieś usłyszałem o pomyśle powrotu do festiwali w naszym mieście. Oczywiście, serce czule załopotało. Ale, jak mawiają Czesi: to se ne vrati. Pomijam tu podstawowe aspekty finansowo-organizacyjne czy wymogi bezpieczeństwa (w 1979. i 1980. dla rozprostowania kości można było o 01:00 w nocy bezpiecznie pospacerować po Kamiennej Górze, obecnie...).
Sytuacja wydaje mi się analogiczna do tej z próbami powtórzenia w 1994 i 1999 pierwszego festiwalu w Woodstock z 1969 r. Nie ten czas, nie ta muzyka. Niczego nie ujmując Aerosmith, Metallice czy Red Hot Chili Peppers ale (tu pozwolę sobie pofolgować): Melanie, Arlo Guthrie, Joan Baez, Santana, Canned Heat, Janis Joplin, Grateful Dead, Creedence Clearwater Revival, Sly and the Family Stone, The Who, Jefferson Airplane, Joe Cocker, Ten Years After, The Band, Blood, Sweat and Tears, Johnny Winter, Crosby, Stills, Nash & Young, Paul Butterfield Blues Band czy Jimi Hendrix…
Po prostu: dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki.
Na koniec tego wspomnienia odważam się na nieśmiały apel: jeśli ktoś z PT Czytelników zachował jakieś pamiątki z Campingów, byłoby fajnie, gdyby podzielił się nimi z redakcją Ziemi Lubańskiej. Wystarczą np. skany. Spróbujemy coś z tym zrobić.
Zdzisław Bykowski
Z dnia: 2012-03-21, Przypisany do: Nr 6(437)