Pierwszy organizował konwoje z pomocą do lubańskiej parafii Świętej Trójcy (opisał to Janusz Skowroński w biografii śp. ks. prałata Jana Winiarskiego „Oto idę. Rzecz o księdzu Janie Winiarskim”).
Konrad z kolei jest przyjacielem lubańskiej Solidarności i mojej rodziny.
***
Otóż gdy byliśmy za kratami, nasze adresy różnymi sposobami trafiły na Zachód. Mieszkańcy wolnego świata powodowani solidarnością z polskim społeczeństwem wybierali internowanych, którym chcieliby pomóc. Na moje nazwisko natknęły się trzy osoby/rodziny: Teresa i Bohdan Cieśliccy z USA, Claudine Belot spod Paryża i właśnie Konrad Mayr. Nadeszły pierwsze serdeczne listy. Nie muszę dodawać, jakie w czasach zmagań z komuną miały dla nas znaczenie. Nasi nowi przyjaciele pytali, co nam jest potrzebne. Z żoną pisaliśmy, że dopóki mamy chleb i mleko, pomoc materialna nie jest konieczna. Najważniejsze są zawarte w listach słowa otuchy i wyrazy solidarności. Przyjaciele byli uparci. Umówiliśmy się więc, że zawartość paczek trafi do bardziej od nas potrzebujących. Byliśmy w tym z żoną tak konsekwentni, że czasami dochodziło do zabawnych sytuacji; zdarzało się, iż niektóre drobne zabawki czy słodycze były podpisane imionami naszych dzieci ze stosownym zastrzeżeniem w liście.
Co jakiś czas Przyjaciele z USA przysyłali też przekazy pieniężne (20-30 dolarów). Waluta trafiała do lubańskiego funduszu podziemnej Solidarności.
Kilka razy prosiłem też o pomoc w zdobyciu niedostępnych w PRL-u lekarstw. Tu niezawodna była Claudine błyskawicznie przysyłając medykamenty, nawet z Instytutu Pasteur’a. Oczywiście lekarstwa trafiały do chorych bezpłatnie.
***
Polakom pomagali obywatele wielu krajów. Ale szczególnie wzruszająca i wręcz imponująca była pomoc ze strony Niemców. Ówczesny rząd w Bonn do Solidarności podchodził w dużą wstrzemięźliwością, za to zwykli obywatele masowo wsparli Polaków, także tych nie zaangażowanych bezpośrednio w działania opozycyjne. A były to tysiące spontanicznie organizowanych konwojów (to właśnie „przypadek” Petera Platzera), miliony paczek. Deutsche Post tę pomoc zwolniła z opłat. Pod presją światowej opinii publicznej to samo zrobiła Poczta Polska. Dużo paczek trafiło też w nasze okolice.
Z takim wsparciem doczekaliśmy wolnej Polski. Z Niepodległej, z upadku Imperium Zła, z wstąpienia Polski do NATO i UE cieszyliśmy się wspólnie. Przyjaźnie trwają do dziś, już bez paczek.
***
Gdy wspominam trudną drogę polsko-niemieckiego pojednania, mam przed oczyma jego kamienie milowe: 1965 - list biskupów polskich do biskupów niemieckich, 1970 - kanclerz Willy Brandt klęczący w Warszawie przed pomnikiem Bohaterów Getta, opisane wyżej konwoje i lawina paczek w latach stanu wojennego, 1989 - pomoc już niepodległej Polski uchodźcom z NRD, 1989 - znak pokoju między kanclerzem Kohlem i premierem Mazowieckim w Krzyżowej, gorące wsparcie przez Niemcy polskich dążeń do NATO i UE.
***
Przez te minione lata chciałem jakoś szczególnie, wyjątkowo podziękować naszym/moim niemieckim, amerykańskim i francuskim Przyjaciołom. Oczywiście, wielokrotnie pisałem czy mówiłem im o swojej/naszej wdzięczności. Ale to jeszcze nie było TO.
Wiosną tego roku dowiedziałem się, że na 30-lecie powstania Solidarności Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku ustanowiło Medal Wdzięczności dla obcokrajowców niosącym w tamtych trudnych latach pomoc polskiemu społeczeństwu i wspierającym podziemną działalność. Kapitułę Medalu stanowią legendarni przywódcy „pierwszej” Solidarności z Lechem Wałęsą na czele.
Bez zastanowienia napisałem cztery wnioski. Do wymienionych „solidarnościowych” przyjaciół z radością dołączyłem też Petera Platzera, kilka lat temu za swą działalność uhonorowanego tytułem „Zasłużony dla Miasta Lubania”.
Proszę sobie wyobrazić moją radość, gdy Kapituła zaakceptowała wszystkie wnioski! We wrześniu napisała do mnie zaskoczona Claudine. W Domu Europejskim w Paryżu, z rąk polskiego ambasadora we Francji, w obecności ministrów francuskiego rządu, otrzymała Medal Wdzięczności. W najbliższym czasie podobna uroczystość odbędzie się na Florydzie.
***
Mam poczucie, że w jakiejś drobnej części spłacam dług wdzięczności wobec tych niezwykłych, szlachetnych Przyjaciół naszego miasta, lubańskiej Solidarności i mojej rodziny.
Tylko szczupłość szpalt Ziemi Lubańskiej nie pozwala mi na opis tych przyjaźni. Każda jest ważna, barwna i wyjątkowa. Po stokroć: Danke! Thank you! Merci!
Zdzisław Bykowski
PS. Przyjazdy Petera Platzera z darami do Lubania zawierają też wątek romantyczny. Towarzyszący wówczas ojcu syn zakochał się w przypadkowo poznanej lubaniance. Z wzajemnością. Do dziś są szczęśliwym małżeństwem a Michael mieszkańcem naszego miasta.
Z dnia: 2011-01-05, Przypisany do: Nr 1(408)