Opinie, poglądy, komentarze…
Wiadomo, że kierowanie różnymi podmiotami, nie jest rzeczą łatwą dla człowieka jako takiego. W życiu zdarza się, że czasem szefami są kobiety a czasem mężczyźni. Komu jest łatwiej kierować zespołem ludzkim? Na jakie trudności ale też na jakie udogodnienia przy zarządzaniu jednostkami napotykają szefowie z racji swojej płci?
* Barbara Czarnecka, naczelnik Urzędu Skarbowego w Lubaniu
- Myślę, że w dobie XXI wieku, przy stale rosnącej wśród kobiet potrzebie rozwoju i samorealizacji w życiu zawodowym i społecznym oraz „równania do mężczyzn”, spódnica czy spodnie nie mają istotnego znaczenia w kierowaniu organizacją. Ważnymi są cechy kierującego (wrodzone jak i nabyte), wiedza teoretyczna oraz praktyczna, posiadane umiejętności, w tym zarządcze, przyjęta hierarchia wartości. Istotnym jest otwarcie się na ludzi i problemy.
Z pewnością mężczyźni w większym stopniu nastawieni są na realizację celów w sposób bezwarunkowy i dlatego myślę, mogą być bardziej skuteczni. Kobietom trudniej, moim zdaniem, być konsekwentnymi w bezwzględnym egzekwowaniu realizacji zadań, tj. z pominięciem czynnika ludzkiego, co łączy się z ich dbałością o klimat pracy.
Uważam także, że mężczyźni z racji płci nastawieni są w większym stopniu na rywalizację i efektywniejsi w działaniach indywidualnych. Kobietom ukierunkowanym na współpracę łatwiej prowadzić zespół.
Niewątpliwie różnice płci warunkują predyspozycje do podejmowania decyzji. Kobiety każdy problem postrzegają w szerszym spektrum aspektów warunkujących jego rozwiązanie. Zarządzanie ludźmi „w wydaniu” płci pięknej nasycone jest też w większym stopniu emocjonalnością, co przeszkadzając w procesie podejmowania decyzji pozwala wykorzystać empatię.
Tak więc kobiety bardziej niż mężczyźni narażone są na dychotomię: emocjonalnych „odruchów” serca i racjonalnych rozumu. „Spódnica” jednak, mimo równouprawnienia, otacza nas kobiety szczególnego rodzaju azylem, gdzie nie ma wstępu grubiaństwo czy agresja. Myślę, że kobiety są w percepcji ogółu postrzegane jako istoty natury bardziej delikatnej i wrażliwej. Bez względu na płeć życzę wszystkim szefom, by potrafili wykreować tak typ psychologiczny, który pozwala w zależności od sytuacji „być” zarówno kobietą jak i mężczyzną.
* Marian Kwolik, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Lubaniu
- Zdając sobie sprawę, że w meandrach równouprawnienia, parytetów i wielu innych jeszcze „...izmów” czyha na mnie wiele niebezpieczeństw, ale biorąc pod uwagę, że mamy sezon urlopów, to z przymrużeniem oka przedstawiam swoje – gorące od upałów – przemyślenia w tej kwestii.
Prawdopodobnie mężczyźni są lepszymi szefami, bo tak jest w niebie i w piekle. I jest to fakt niezaprzeczalny. A na ziemi ustawicznie od stuleci zmagamy się z tym dylematem. Przyjęło się mówić, że władza jest tożsama z mądrością. Ale obserwujemy często, że władza porusza się szybciej. Mam tu na myśli władzę kierowcy samochodu oraz dysponenta pilota TV. Powyższe przemyślenia opieram również na polskich filmach takich jak „Sami swoi”, „Czterdziestolatek”, „Alternatywy 4” oraz „Seksmisja”.
Jednak dla spokojności ducha muszę stwierdzić, że coraz więcej instytucji i firm ma kobiety za szefów i to mnie również cieszy. W takich firmach widać „kobiecą rękę” i odmiennie brzmią tam „dynamizatory językowe” (czytaj: przekleństwa dop.red.). Kończąc tak ryzykowne rozważania spojrzałem na siebie (również mrużąc oczy) i zrobiło mi się tak sentymentalnie, że zacytuję powtarzaną w naszej spółdzielni wypowiedź pani kadrowej: „nasza załoga jest jak stare dobre małżeństwo, gdzie głowa rządzi, ale pamiętamy również o szyi...”
Pozostaję z szacunkiem i serdecznością dla czytelników „Ziemi Lubańskiej”.
Z dnia: 2010-08-11, Przypisany do: Nr 15(398)