Życie na krawędzi - ...prostytutki zawsze potrzebne...(cz. 3)
Minęło kilka tygodni... a może miesięcy kiedy wprowadziła się na miejsce pary psychologów z Krakowa – nie znieśli alkoholowej atmosfery panującej w tym domu przesiąkniętym wszystkim co złe. Otwieram drzwi. Ona ledwo utrzymując walizki uśmiecha się. Jej kręcone blond włosy przysłaniają młodą twarz. Teraz już siedzi w kuchni pijąc drinka. Wszystkie dziewczyny z domu otoczyły ją słuchając krótkiej historii. Doskonale zdana matura, lat 19, plany bliżej nieokreślone. Tylko jej praca zastanawiała... taniec bollywood w hinduskim pubie, gdzie większość tancerek to młode Polki... Mężczyźni zamawiają dziewczyny, które wiją się przed nimi dla pieniędzy rzuconych na podłogę... Jest jedna reguła – widz nie może dotykać tancerek. Poniżające?... jej nic nie przeszkadzało... Rzadko bywała w domu, ciągle gdzieś jeździła ubierając wymyślne kreacje. Mówiła, że ma chłopaka... i może tak było. Dużo też pracowała, bo oprócz napawania mężczyzn widokiem swojego na wpół nagiego ciała, sprzątała także w hotelu. Z upływem dni zaczęła dużo pić i odkrywać narkotykowy świat... Niepokojący był fakt zachwycenia tą nieznaną do końca krainą, która pochłaniała ją z każdym dniem bardziej. Chciała zmienić pracę. Miała już dość sprzątania, jak twierdziła, w podrzędnym hoteliku. Długo nie szukała i równie szybko owe zajęcie straciła... Rozpromieniona wbiegła do dziennego pokoju dzieląc się z nami nowiną. Jest masażystką. Każdy patrzył na nią pytającym wzrokiem – Jak to? Przecież nie ma żadnego kursu? Dopiero po czasie zawstydzona powiedziała mi, że to nie jest taki zwykły masaż. Ona przebrana za aniołka pomagała odprężyć się panom, bo jedynie oni byli jej klientami. Po kilku dniach zwolniono ją za brak profesjonalizmu. Wtedy właśnie stwierdziła, że jest zmęczona i na razie nie będzie pracować w tygodniu. Pozostał jej więc weekendowy taniec bollywood. Zawsze sprawiała wrażenie szczęśliwej osoby. Nie potrafiłam i nie chciałam zrozumieć dlaczego sprzedaje swoje ciało. Jej wieczorowe stroje upewniały nas w przekonaniu, że stąpa po bardzo niepewnym gruncie. Było zimno. Ja opatulona chustą przebijałam się przez fale chłodnego wiatru. Z daleka dostrzegam dziewczynę w butach na bardzo wysokim obcasie, króciutkiej spódniczce, gołych, sinych nogach i w blond peruce. To była ona, choć jesienna pogoda ziębiła dłonie, ona dumnie szła z uśmiechem dla wszystkich. To był ten dzień, kiedy oświadczyła, że się wyprowadza bo znalazła pracę. Początkowo nie chciała zdradzić gdzie. Alkohol pomógł jej powiedzieć – dom publiczny. Zapadła cisza... Nikt nie potrafił wydobyć z siebie czegokolwiek... Nawet spojrzenia gdzieś ukryliśmy z zawstydzenia. Jej uśmiech zadowolenia powoli kurczył się. Może uświadomiła sobie, że straciła naszą akceptację... Nagle jakby zmówieni wstaliśmy w tym samym czasie i każdy z nas zaczął zajmować się czymś innym niż wpatrywanie się w podłogę – ktoś przeglądał płyty, ktoś gotował, robił kawę... Ona poszła do swojego pokoju i zaczęła się pakować. Gdy już wychodziła spytałam, dlaczego to robi? Przecież jest młoda, mądra, doskonale zna angielski. Po co tak się niszczyć? Po co zabijać młodość? Po co ranić swoje ciało? Ona po dłuższej chwili odpowiedziała:
- Bo chcę tego. Chcę mieć dużo pieniędzy.
W jej oczach zobaczyłam pewność siebie. Nikt już tej pewności jej nie odbierze. Wyszła. Po tygodniu wróciła po resztę swoich rzeczy. Siedziała zapłakana na kanapie... Nie miała już sił... ale nie myślała o porzuceniu pracy... Patrzyłam na nią, nie potrafiłam się odezwać. Ona ocierając łzy mówiła o sumie tygodniowej wypłaty... Suma duża ale na pewno niewarta samounicestwienia... Po raz ostatni zapytałam dlaczego to robi. A ona po raz ostatni odpowiedziała:
- Prostytutki są zawsze potrzebne.
Już jej nigdy więcej nie widziałam ale słyszałam, że jest tam szczęśliwa...