Wszystko zaczęło się jeszcze przed wakacjami ubiegłego roku kiedy od gimnazjalistów pobrano odciski palców. Wielu wtedy było zaskoczonych nowymi metodami. Jedni mieszkańcy byli za, twierdząc, że nowoczesność w Kościele też kiedyś musi zagościć, a z drugiej strony, że będzie dyscyplina. Jednak byli i tacy, którym nie w smak było wprowadzenie przez gryfowskiego wikariusza czytnika linii papilarnych. Oczywiście nie wszyscy rodzice się na to zgodzili. Część z nich wolała pozostać przy tradycyjnych metodach, gdyż – według nich – używanie czytnika zbyt mocno ingeruje w prywatność takiego gimnazjalisty. Potem mówiono jeszcze, że to powrót do esbeckich metod, że kościół to nie posterunek itd. Wśród oponentów wielu jest zdania, że nie można w taki sposób weryfikować wiary i wprowadzać w życie chrześcijańskie. Poza tym sakrament bierzmowania wymaga od młodzieży wykazania się dojrzałością i jednoznacznym opowiedzeniem się za Chrystusem, więc po co komu formalizm – pytają.
W międzyczasie jednak sprawa urosła do rangi ogólnopolskiej. Słano protesty do Rzecznika Praw Obywatelskich i Głównego Inspektora Danych Osobowych, żądając zaniechania procederu i ukrócenia samowoli gryfowskiego wikariusza. Sprawę najmocniej rozdmuchały jednak regionalne i ogólnopolskie media. Największy atak przypuściła Gazeta Wyborcza, porównując weryfikację obecności bierzmowanych z Gryfowa na nabożeństwach kościelnych do scen ze znanego wszystkim filmu „Mission Impossible”. Niektórzy zastanawiali się jak to jest możliwe, że większość rodziców w imię wiary dało się wciągnąć w tak niejasny i – ich zdaniem – balansujący na granicy prawa sposób sprawdzania obecności.
- Stoję na stanowisku, że zastosowana metoda sprawdzania obecności uczniów nie jest adekwatna do celów w jakich dane biometryczne są zbierane przez katechetę – pisze do Biskupa Legnickiego Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski. – W mojej ocenie ważnym problemem z punktu widzenia Kościoła jest rzetelne przygotowanie uczniów do bierzmowania, ale nie może ono wiązać się z tak dalece idąca ingerencją w życie parafian.
Problem wyjaśnia Biskup Legnicki Stefan Cichy, zapewniając poprzez Katolicką Agencję Informacyjną, że „ksiądz wikariusz z Gryfowa Śląskiego – wbrew doniesieniom medialnym – nie pobierał odcisków palców od uczniów przygotowujących się do bierzmowania” i podkreśla przy tym, że dziennikarze oskarżający kapłana o łamanie prawa nie zadali sobie trudu rozróżnienia urządzenia biometrycznego od daktyloskopijnego. Kłopotliwe urządzenie zbadała także miejscowa policja, ale z uwagi na legalny zakup, posiadanie wymaganych atestów i coraz szerszego zastosowania w wielu miejscach nie znaleziono podstaw do wszczęcia postępowania. Okazało się, że tak naprawdę urządzenie to nie pobiera odcisków palców, jak sugerowały ogólnopolskie media. Jest urządzeniem biometrycznym, a to oznacza, że pozwala na elektroniczne rozpoznanie użytkownika po jego charakterystycznych cechach. Istota zastosowanej metody polega więc na ustalaniu punktach charakterystycznych dla linii papilarnych. Zaletą tego jest przede wszystkim bezpieczeństwo, ponieważ obrazu linii papilarnych nie można ukraść z urządzenia, bo ich tam po prostu nie ma.
Sprawa ks. Grzegorza Sowy i jego nowatorskich metod dydaktycznych znalazła swój finał przed obliczem biskupa i wszystko wskazuje na to, że mieszkańcy Gryfowa będą się musieli do nich przyzwyczaić. Czy spowoduje to głębsze refleksje na temat wiary i sensu praktyk religijnych? Jeśli tak, to bardzo dobrze. Bo przecież najlepszy chrześcijanin, to nie ten, który idzie do kościoła bo musi, ale ten, który czyni to z wiary i z wewnętrznym duchowym przekonaniem.
Z dnia: 2010-03-10, Przypisany do: Nr 5(388)