Widok płonącej kaplicy był wstrząsający – niejednego zwaliłby z nóg. W pierwszej chwili nie bardzo wiedziano co się stało i dlaczego. Dopiero gdy 5 przybyłych na miejsce wozów strażackich zakończyło akcję gaśniczą okazało się, jak wielki jest rozmiar zniszczeń. Straty oszacowano na ponad 100 tys. zł. Sprawcy – zatrzymani parę dni później – skradli pozłacane kielichy, rzutnik do slajdów oraz obraz św. Jadwigi Śląskiej.
- Widok był żałosny, a unoszący się odór spalenizny potęgował poczucie niedowierzania, przerażenia, wywołując łzy w oczach wielu ludzi, którzy przybywali w niedzielny poranek i przedpołudnie na Msze święte – mówił bezpośrednio po pożarze proboszcz parafii św. Jadwigi Śląskiej ks. Andrzej Fila.
Wśród zgliszcz znaleziono całe lub w częściach naczynia liturgiczne i części monstrancji. Z otwartego tabernakulum wyrzucone były na podłogę i ołtarz konsekrowane Hostie. Puszki po komunikantach leżały na podłodze, były więc - jak wnioskuje z tego stanu rzeczy jeden z parafian Kazimierz Wojciechowski – celowo powyrzucane. Obok leżała kustodia, w której przechowuje się Hostię przeznaczoną do adoracji eucharystycznej. W pożarze spaliły się księgi liturgiczne i ornaty. Zakrystia spłonęła doszczętnie. Widok był wstrząsający. Przybyły na miejsce sufragan legnicki bp Marek Mendyk, a potem także ks. infułat Władysław Bochnak nie kryli tego, jak wielkie wrażenie na nich wywarł widok zgliszcz i zniszczonych paramentów liturgicznych.
Niedzielny poranek upłynął na szacowaniu strat, ale i przygotowaniach do Mszy św. Obok polowego ołtarza ustawiono m.in. zniszczone kielichy, kustodię z ocalałą cząstką konsekrowanej Hostii i nadpalony krzyż ołtarzowy. Ta pierwsza Eucharystia odsłoniła ogrom rozpaczy, której nie krył proboszcz parafii ks. Andrzej Fila. Jego krótkie stwierdzenie: „serce płacze” – mówi wszystko.
Z pomocą lubańskiej wspólnocie przyszedł cały dekanat. Dziekańska parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Jakuba wypożyczyła szaty, księgi i paramenty liturgiczne. Inne parafie jak te w Pisarzowicach, Radogoszczy, czy Uniegoszczy zaproponowały pomoc w celebracji m.in. uroczystości ślubnych w swoich świątyniach. W parafii w Olszynie tydzień po tragedii zorganizowano zbiórkę ofiar, by wesprzeć pogorzelców. Jednak godna podziwu jest postawa samych poszkodowanych. Dzień po tragedii - 13 lipca - przybyli na apel proboszcza, by usunąć zgliszcza. W prace porządkowe zaangażowało się bardzo wiele osób – od dzieci do starszych ludzi.
- Przeczesaliśmy dokładnie całą masę mokrego popiołu – mówi Kazimierz Wojciechowski. – Znaleźliśmy wiele elementów sprzętu liturgicznego, spalone śpiewniki, modlitewniki, książki przeznaczone dla wiernych, zdjęcia i porozrywane księgi liturgiczne rozrzucone po całej zakrystii.
Sprzęt elektroniczny był całkowicie stopiony. Z 15 ornatów, kap, welonów i baldachimu pozostała niewielka ilość zwęglonej materii. Ludzie przystąpili do mycia i czyszczenia tego, co ocalało – obrazów, krzeseł, tabernakulum. Wieczorne nabożeństwo fatimskie i procesja z figurą Matki Bożej wokół spalonej kaplicy było jednym wielkim wołaniem do Boga o miłosierdzie i przebaczenie za zbezczeszczenie Najświętszego Sakramentu – w Kościele katolickim najwyższy akt zniewagi. Rozbiórka kaplicy trwała także następnego dnia, a zdeterminowani parafianie znowu wzięli się do dalszego porządkowania terenu.
Bp Marek Mendyk zaraz po swojej wizycie w Lubaniu zarządził, by w niedzielę 19 lipca w całej diecezji legnickiej odprawione zostały specjalne nabożeństwa ekspiacyjne, wynagradzające Bogu akt wandalizmu, podpalenia i profanacji Najświętszego Sakramentu, jaki miał miejsce w Lubaniu. Wydał także specjalny komunikat do wszystkich parafii.
- To co się wydarzyło w Lubaniu jest niepokojącym sygnałem zdarzających się coraz częściej aktów agresji wobec Kościoła i wiernych, a także wandalizmu i profanacji wobec znaków wiary, jakimi są świątynie, cmentarze czy przydrożne krzyże – pisze w liście bp Marek Mendyk. – Niepokojące jest również to, że czynów tych dokonują najczęściej ludzie młodzi.
Tydzień po pożarze kaplicy w parafii św. Jadwigi Śląskiej po każdej Mszy św. przeprowadzono referendum, by parafianie sami zdecydowali czy odbudować kaplicę, której koszt wyniósłby nawet 150 tys. zł, czy też zagospodarować ocalałą część spalonej świątyni i tam odprawiać nabożeństwa aż do zakończenia budowy kościoła parafialnego. Wierni postanowili skoncentrować się na budowie kościoła, by jak najszybciej mógł być tam sprawowany kult.
Mimo wszystko wciąż zastanawia zuchwała i szalona postawa trójki młodocianych podpalaczy – mieszkańców Lubania – którzy już nie raz mieli na pieńku z prawem i są pod tym względem dobrze znani w mieście. Ich opętańczy czyn zaskakuje tym bardziej, że ich rodziny korzystały z pomocy parafii. Co oznacza to zdziczenie obyczajów i brak szacunku dla miejsc najświętszych? Strach nawet o tym myśleć.
Z dnia: 2009-07-29, Przypisany do: Nr 14(373)