Jeszcze trzydzieści lat temu rzadko się zdarzało, aby na ślubnym kobiercu stanął Cygan i Polka. O odwrotnej sytuacji –by Cyganka poślubiła Polaka – nie słychać było w ogóle. Z biegiem lat sytuacja się zmieniała – coraz częściej zdarzały się małżeństwa mieszane. Jednak ci pierwsi musieli wykazać się nie lada odwagą, aby stawić opór niechęci i uprzedzeniom najbliższych a jeszcze bardziej otoczenia. Bracia narodowości romskiej - Stanisław i Andrzej Ondycz - wzięli sobie za żony Polki – Urszulę i Renatę.
Urszula i Stanisław Ondycz
Małżeństwem są od dwudziestu pięciu lat. Mają dwoje dzieci – Kasię i Pawła. Chętnie wspominają swoje początki.
- Ja się strasznie bałam Cyganów – wspomina Urszula. – Można sobie wyobrazić do jakiego stopnia, skoro idąc do babci mieszkającej na ul. Górniczej wolałam nadłożyć drogi żeby tylko nie przechodzić Łużycką i natknąć się na któregoś z nich. Ale przyszedł dzień, że wszystko się zmieniło. Miałam wtedy 21 lat. Zaczęło się właściwie od scysji z moim obecnym mężem. Przed weselem mojego brata pomagałam coś robić w przedsionku domu. Przyjechał zespół, który miał grać. Jeden z muzyków przenosząc kolumnę obok mnie, potrącił miskę. Skoczyłam na niego „z buzią”. On nie pozostał mi dłużny. I tak na mnie popatrzył, że aż mi się gorąco zrobiło ze strachu.
- A ja od razu zwróciłem uwagę na ładną i pyskatą dziewczynę – włącza się do rozmowy Stanisław. – Nie zdawałem sobie sprawy wtedy, że przez całe to wesele będziemy na siebie patrzeć. Ona obserwowała mnie a ja ją. Uśmiechaliśmy się do siebie.
Stanisław wypytywał o dziewczynę. W końcu stwierdził, że nieważne panna czy mężatka - i tak będzie moja. Urszula śmiejąc się opowiada jak dostała wtedy po buzi od mamy, bo ta myślała, że córka wychodzi na dwór razem z Cyganem. A to był czysty przypadek. I wtedy z przekory – nie z miłości – poszła z nim zatańczyć. Otoczeniu nie spodobało się to. Ona sama nie zdawała sobie sprawy, że to jest początek wielkiej miłości, która przetrwała pół wieku.
Prawie dwa lata para kryła się ze swoim uczuciem, bojąc się opinii rodziny i otoczenia. Spotykali się tylko wieczorami. A gdy już oświadczyli, że chcą się pobrać – rodziny przyjęły to bardzo różnie. Matka Stanisława z radością, że wreszcie syn się ustatkuje. A to, że wybranka nie jest Cyganką nie stanowiło ani dla niej, ani dla środowiska Romów żadnego problemu. Gorzej było z rodziną Urszuli. Wprawdzie najbliżsi ostatecznie zaakceptowali jej wybór, ale inni odsunęli się od dziewczyny. Podobnie jak większość współpracowników w zakładzie pracy. To były trudne chwile dla młodziutkiej Uli, ale miłość zwyciężyła wszystko. Ślub cywilny i kościelny wzięli w święta Bożego Narodzenia 1981 roku, tuż po ogłoszeniu stanu wojennego. Urszula szybko zaaklimatyzowała się wśród Romów a oni równie szybko zaakceptowali ją.
- Najtrudniejsza była bariera językowa – wspomina. – Być może łatwiej mi ją było pokonać, bo - jak się okazało - w moich żyłach płynie także cygańska krew. Dowiedziałam się o tym przez przypadek, gdy jeszcze przed ślubem z wizytą była u nas ciotka z Ukrainy. Kiedy mama się poskarżyła, że wybrałam sobie na męża Cygana – ona stwierdziła, że nie ma w tym nic dziwnego bo przecież nasz dziadek był ruskim Cyganem. Potem na świat przyszły dzieci. One podobnie jak ja odczuły - najpierw w przedszkolu a potem w szkole – brak tolerancji w środowisku. Dzisiaj mają po dwadzieścia jeden i osiemnaście lat i czują się po równo – Polakami i Cyganami. Wychowani w obu kulturach - szanują jedną i drugą tradycję.
Renata i Andrzej Ondycz
Poznali się dwadzieścia sześć lat temu, pobrali dwa lata później. Ona miała niecałe dwadzieścia lat, on był rok starszy. Co ciekawe, podobnie jak Urszula także Renata Cyganów bała się jak ognia. Przed przeznaczeniem jednak nie da się uciec. Pewnego dnia, gdy przechodziła obok jednej z bram, w której Andrzej tulił jakąś dziewczynę jej oczy natknęły się na oczy Cygana i pomyślała wówczas – ty będziesz mój. I los sprawił, że tak się stało.
- On mnie wtedy nawet nie zauważył – opowiada Renata. – Ale gdy spotkaliśmy się wkrótce na dyskotece, nasze spojrzenia wciąż się krzyżowały.
- Byłem wtedy z inną dziewczyną, ale ponieważ Renata bardzo mi się podobała, nie mogłem od niej oderwać oczu – wtrąca Andrzej. – Poprosiłem kogoś, aby umówił nas na randkę.
Renata mówi, że na umówioną schadzkę nie poszła – a wręcz poleciała. Dwa lata spotykali się ze sobą utrzymując ten fakt w tajemnicy. Obawiali się bardziej braku akceptacji ze strony najbliższych, mniej opinii ludzkiej. Obie rodziny na początku miały opory. Romowie chcieli, aby Andrzej wziął sobie za żonę swoją. Jednak to mama Renaty była bardziej stanowcza w swoim proteście. Nie będziesz miała życia, będziesz poniewierana – mówiła. Ostatecznie miłość pokonała wszystko i młodzi wzięli cygański ślub. Związane chustką ręce były ceremoniałem łączącym młodych na całe życie.
- Jaka ja wtedy byłam szczęśliwa – wspomina Renata. – Bardzo go kochałam i żadnych przeciwności, które mogą nas spotkać nie brałam pod uwagę. Byliśmy wtedy jednym z nielicznych małżeństw mieszanych. W nasze ślady poszło już wielu.
Swojej decyzji nie żałują. Z perspektywy czasu oceniają wspólne życie jako bardzo udane. Po pokonaniu dzielących ich barier tak różnych kultur, wszystko ułożyło się tak jak powinno. Andrzej, zdaniem Renaty, jest idealnym partnerem burzącym stereotyp męża-Cygana. Potrafi uprać, posprzątać, ugotować, a nawet mi podać.
- Żona jest wspaniałą kobietą – z niekłamanym podziwem mówi Andrzej. – Gdybym miał powiedzieć, w czym jest najlepsza to miałbym kłopot. Jest najlepsza we wszystkim. Od początku wszystkich ujęła, bo choć jest Polką to jakby w jej żyłach płynęła cygańska krew. Żadnych naszych zasad jej nie uczyłem a ona wiedziała jak się znaleźć. Jakby żyła wśród nas. Dlatego później moja mama bardzo ją pokochała.
Małżeństwo dochowało się jednej córki i dwoje wnuków, z których są niezwykle dumni. I choć minęło tyle lat uczucie nie wygasa. Andrzej co roku pamięta nawet o „Walentynkach”.
W dzisiejszych czasach małżeństwo cygańsko-polskie nikogo już nie dziwi i nie budzi kontrowersji. W samym Lubaniu jest ich wiele. Zacierają się granice narodowościowe a szczęśliwe życie par mieszanych świadczy, że najważniejsza jest miłość i tolerancja.
Z dnia: 2007-02-06, Przypisany do: Nr 3(314)