NRD bez opiekunek
Z oficjalnymi statystykami dotyczącymi pracy kobiet w charakterze opiekunek na terenie Niemiec mamy do czynienia rzadko lub wcale. Jednak nieoficjalne dane, odzwierciedlające tę formę wyjazdów zarobkowych, mówią o ok. 10-15 procentach mieszkanek powiatów przygranicznych (lubański, zgorzelecki, lwówecki) w wieku 25–55 lat. Ponadto wskazują, że Polki wyjeżdżają do zachodnich landów Niemiec i niemal w ogóle na tereny byłej NRD, z wyłączeniem Berlina, gdzie naszych opiekunek jest sporo, być może dlatego, że kiedyś miasto było podzielone na strefę wschodnią należącą do NRD i zachodnią podlegającą RFN. Dlaczego? Otóż emerytury obywateli byłej NRD są niewspółmiernie niskie w stosunku do ich rówieśników na zachodzie kraju.
Polkę chętnie zatrudnię
Kilka lat temu ten rodzaj zajęcia zarobkowego za granicą nie był zbyt popularny a kobiety-opiekunki niechętnie opowiadały o specyfice tej niezwykle ciężkiej pracy. Dzisiaj jest inaczej. Niemieckie rodziny szukają przede wszystkim Polek, dobrze mówiących w ich języku z referencjami i doświadczeniem, mimo że mają do wyboru mniej wymagające Litwinki czy Słowaczki, a po ostatnim rozszerzeniu Wspólnoty Bułgarki i Rumunki. Polska opiekunka jest w cenie. Pani Krystyna, mieszkanka Lubania, trudni się opieką u naszych zachodnich sąsiadów od niemal 9 lat. Kiedy zaczynała - jak sama mówi - było bardzo ciężko. Bardzo źle znosiła rozłąki z rodziną. Motywował ją jednak brak pracy dla kobiet w jej wieku i pieniądze, które mogła zarabiać. Kilka lat temu gaże opiekunek wynosiły 1000–1500 euro miesięcznie, czyli wg ówczesnego kursu ok. 5–7 tys. zł. Przy czym należy zaznaczyć, że kobieta była dyspozycyjna przez 24 godziny na dobę, a oprócz typowych prac opiekuńczych zajmowała się np. ogrodem, praniem, prasowaniem, gotowaniem, zakupami itd. Jednak obecny kurs europejskiej waluty i ciągły wzrost cen w kraju powoduje, że ten rodzaj zatrudnienia staje się coraz mniej opłacalny. Jednak pani Krystyna jest optymistką. Może dlatego, że teraz to ona dyktuje warunki pracy i wynagrodzenia, a Niemcy zazwyczaj chętnie ją zatrudniają. Dalej tęskni za rodziną, miewa chwile słabości, jednak się nie poddaje.
Heil Hitler na dzień dobry
Pani Elżbieta przepracowała 7 lat u wielu niemieckich rodzin. Przed pięciu laty opiekowała się 84-letnim starcem, któremu oprócz lekkiego nadciśnienia w zasadzie nic nie dolegało i był w pełni sprawnym człowiekiem. Po kilku dniach pobytu mężczyzna zakomunikował, że na poranną kawę następnego dnia przyjdą jego dwaj przyjaciele. Kobieta przygotowała się na wizytę, zaparzyła dobrą kawę, na stole postawiła tacę słodkich bułeczek. Jakie było jej zdziwienie, kiedy otworzyła drzwi mieszkania. Przed nią stali dwaj staruszkowie, ukłonili się mówiąc „Guten Morgen”, natomiast z jej podopiecznym przywitali się hasłem, które słyszała oglądając „Stawkę większą niż życie” – „Heil Hitler”, podnosząc przy tym ręce w nazistowskim pozdrowieniu.
- Byłam w szoku. Do tej pory nie wiem czy zrobili to specjalnie czy zupełnie poważnie - zastanawia się kobieta.
Pani Ela już nie jeździ do opieki, ma kłopoty z kręgosłupem, ale kilkuletni pobyt wspomina pozytywnie.
- Pracowałam z normalnymi ludźmi. Było ciężko, jednak atmosfera, co w tej pracy jest niezwykle ważne, była bardzo dobra – mówi pani Ela. - Jeżeli byłabym zdrowa na pewno pojechałabym tam jeszcze raz, choć już nie tak często, ale np. 2 razy w roku na jednomiesięczny pobyt czemu nie.
Ciężki kawałek chleba
Podobne wspomnienia z pracy ma jej koleżanka po fachu - pani Aldona. 5 lat „przy opiece”, 44 lata, mąż zatrudniony jest jako brygadzista w niewielkim zakładzie metalurgicznym. Pracowała w księgowości, zakład zbankrutował, zjadały ich kredyty. Znała język w stopniu podstawowym, odważyła się na wyjazd. Trafiła do przyzwoitej rodziny, opiekowała się babcią. Pani Aldona była traktowana jak dodatkowy członek familii. Miała legalne zatrudnienie, dobre wynagrodzenie, urlopy. Mąż z synem kilkakrotnie ją odwiedzali. Niestety, po 2 latach staruszka zmarła. Później była jeszcze u 5 rodzin, czas pracy wspomina miło.
- Zawiodłam się tylko u jednej rodziny, gdzie starsza pani często wołała do mnie „komm Schweine” – opowiada pani Aldona. - Rodzina staruszki tłumaczyła jej zachowanie wiekiem i chorobą psychiczną.
Wyjechała po dwóch tygodniach. Wszystkie opiekunki twierdzą zgodnie, że to ciężki kawałek chleba i duża odpowiedzialność. Jednak dzięki doświadczeniu i znajomości języka dostaną pracę w każdym biurze pośrednictwa na terenie Polski lub Niemiec. A kilkuletnia rozłąka odciska swe piętno. Czasami wyjazdy kończą sie rozwodami, rozluźnieniem więzi rodzinnych, utratą dobrego kontaktu z dziećmi. Ale taka jest cena, jaką coraz więcej polskich kobiet płaci za w miarę – podkreślam - w miarę godne utrzymanie i życie rodziny. 1000 euro w dzisiejszych czasach i przy dzisiejszych cenach nie jest żadną rewelacją.
Z dnia: 2008-10-07, Przypisany do: Nr 19(354)